Dużo tu jak na suchy lipiec zieleni, łąk, liściastych lasów. Obok niskie, brunatne, jakby przyczajone domy. Daleko od ruchliwego Berlina, a jeszcze dalej od miast południa, które kipią o tej porze roku słońcem i kolorami. Tu wszystko bardziej jak z Schillera czy Goethego. Powietrze aż gęste od zawiesistych mgieł. W lasach dużo mchów i rozłożystych paproci. Klimat morski, a więc zieleń trwa całe dwanaście miesięcy.
– Choć, pokażę ci wyjątkowe miejsce! – mówi Artur Becker, polsko-niemiecki pisarz, który wybrał Verden przed ćwierć wiekiem. – Tu jest magia – szepcze cicho, jakby bojąc się rezonującego echa historii. – Verden to w starogermańskim „świat", a rzeka, która tu płynie, by kilka kilometrów dalej połączyć się z Wezerą, nosi imię Aller od starogermańskiego słowa „all", czyli kosmos. Czujesz to? Skrzyżowanie świata i kosmosu. Samo centrum rzeczywistości.
Nie cierpię fałszerzy historii, a zwłaszcza historiozofii
Dlatego właśnie to miejsce przed wiekami wybrali Sasi na swoje zgromadzenia plemienne. Tu, w cieniu drzew, debatowali na temat ponurych leśnych bogów. I tu wypowiedzieli posłuszeństwo Karolowi Wielkiemu, który odpłacił im za to masakrą w Sachsenhain. To wszystko musiało się wydarzyć na styku świata i kosmosu... Nie miało prawa nigdzie indziej...
Samochód zbliża się do zalesionego kompleksu. Wchodzimy między drzewa i od razu odkrycie! Pośrodku lasu polana, a wokół niej, w cieniu gęstych sosen i dębów, dwukilometrowa aleja. Absolutnie niezwykła. Szeroka na kilka metrów ścieżka obramowana ułożonymi w równej odległości głazami. Co jakiś czas maleńka polana, coś jak miejsce postoju. Narożna baszta nieistniejącej twierdzy. Kawałek dalej zabudowania w stylu dolnosaksońskim, siedemnastowieczne, bogato rzeźbione, kryte strzechą domy. To zabudowania ośrodka stowarzyszenia młodzieży ewangelickiej. Obok stylowa kaplica, a kawałek dalej znów otoczona głazami ścieżka. Czytamy opisy dla turystów. Polana to dawne miejsce rad plemiennych pogańskich Sasów. I miejsce ich wielkiej kaźni. W VIII wieku za Karola Wielkiego podnieśli bunt przeciwko królowi Franków. Widukind, ich wódz, poprowadził ich przeciw wojsku przyszłego cesarza, a przede wszystkim przeciw jego Bogu. Pierwsze sukcesy przypłacili tragedią. Karol pokonał buntowników, a tych, którzy przeżyli, kazał ściąć na ich świętej polanie pośrodku Sachsenhain, Saskiego Gaju nad rzeką Aller, czyli w samym środku germańskiego kosmosu. Tyle legenda.