Może to tylko moje wrażenie, ale wydaje mi się, że premierze najnowszej generacji ChatGPT towarzyszą zupełnie inne nastroje niż kilku poprzednich. Nawet wśród twórców (choć być może właściwszym byłoby w tym kontekście słowo „wyzwalaczy” czy „wywoływaczy”) technologii sztucznej inteligencji zaczyna panować konfuzja. Po pierwszym, pełnym (samo)zachwytu „to żyje!” doktora Frankensteina na widok stworzonego przez siebie potwora rodzi się lęk, czy przypadkiem monstrum AI nie pożre swoich twórców. I coraz głośniej zaczyna padać pytanie od samego początku w całej tej zabawie kluczowe: czy będziemy w stanie to wyłączyć?

Od odpowiedzi na nie zależy to, kto tak naprawdę jest tu twórcą, a kto tworzywem. Bo jeśli suwerenem w polityce jest ten, kto może wprowadzić stan wyjątkowy, zawiesić obowiązywanie prawa, to w nauce rola ta przypada temu, kto decyduje, co tak naprawdę chcemy odkryć czy wynaleźć. Ergo: czego wynajdywać i odkrywać nie chcemy. Tak długo, jak człowiek czuje pod stopą pedał hamulca, to on kieruje pojazdem cywilizacji. Bo stan, w którym jest już tylko bezwolny pęd, absolutna konieczność podążania w jednym kierunku, coraz szybciej i szybciej, określać zwykliśmy nie jazdą, lecz spadaniem.

Czytaj więcej

„Trochę się boimy”. Opracował ChatGPT, a teraz ostrzega

Rola, która przypada nam w tym eksperymencie, została scharakteryzowana w „Matriksie” przez braci Wachowskich. Ludzie są tam dla potężnej maszyny powszechnego złudzenia ni mniej, ni więcej tylko bateriami. Są uprawiani, hodowani, by pełnić rolę źródła energii. Dokładnie tym jesteśmy dzisiaj dla AI. Bez nas, bez naszych wzruszeń i oburzeń, ciekawości i pychy, nie posiada ona żadnej treści. Zasilamy ją naszym czasem, uwagą, zainteresowaniami, wściekłością na ideologicznych wrogów, rywalizacją o zasięgi. Ale im bardziej stajemy się w tym świecie skuteczni, tym tak naprawdę to on, jego reguły i cele przejmują nad nami kontrolę. Wyładowując się w internecie, zasilamy baterię potężnej machiny sztucznej inteligencji. Nie jesteśmy w stanie jej przechytrzyć, ale możemy odłączyć jej zasilanie. Każdy z nas, suwerennie. Być może to ostatnia suwerenność, jaka nam jeszcze została.