Wtorkową wizytę Angeli Merkel słusznie uważa się w Polsce za wydarzenie wyjątkowej dla nas wagi. Dla niektórych miarą jej znaczenia jest symboliczne dowartościowanie Warszawy, uchodzącej ostatnio w Unii za pariasa. Inni dostrzegają wręcz szansę powstania nowej osi Warszawa–Berlin, opartej na prawdziwym, a nie udawanym partnerstwie. Lecz to nie temperatura stosunków polsko-niemieckich stanowi o wadze wtorkowego spotkania Angeli Merkel z Jarosławem Kaczyńskim (bo ono tak naprawdę się liczy), lecz sytuacja międzynarodowa, w której to spotkanie się odbędzie. Jeszcze nigdy od 1989 roku przywódcy Polski i Niemiec nie rozmawiali ze sobą w momencie tak kluczowym dla obu krajów i Europy.
W nadchodzących miesiącach wektory polityki europejskiej ustawione zostaną na nowo. Oczywiście wiele zależy od wyników wyborów we Francji i w Niemczech. Ale nawet niezależnie od nich widać, że pod wpływem fali populizmu, licznych kryzysów i prezydentury Trumpa zmieniają się trzy podstawowe założenia, na których opierała się dotąd Unia Europejska. Właściwe odczytanie tej zmiany paradygmatów integracji i ocena jej skutków będą miały kluczowe znaczenie dla przebiegu rozmowy Merkel–Kaczyński oraz relacji polsko-niemieckich w najbliższej przyszłości.
Bezpieczeństwo najważniejsze
Po pierwsze, to już nie wolność, lecz bezpieczeństwo staje się wartością, która zaczyna organizować myślenie o przyszłości Europy. Integracja europejska była w pierwszym rzędzie projektem nie tyle pokojowym, co wolnościowym. Ojcowie Europy kierowali się przekonaniem, że tylko demokracja oparta na wolności jest gwarancją położenia kresu epoce konfliktów i wojen na Starym Kontynencie. Integracja służyła przede wszystkim liberalizacji (rynków) i pogłębianiu otwartości (granic). Jej fundamentem są cztery wolności (przepływu osób, towarów, kapitału i usług).
Dzisiaj o wolności coraz częściej mówi się w kontekście jej „ekscesów", populiści zaś karmią się rosnącą w społeczeństwach potrzebą stabilności, pewności i ochrony stanu posiadania. Pracownicy, zaniepokojeni tanią konkurencją na rynku pracy (dumping socjalny), postrzegają patriotyzm gospodarczy jako sposób zabezpieczenia ich interesów. Zaś strach przed zamachami terrorystycznymi oraz następującymi w związku z migracją i zmianami w środowisku lokalnym powoduje, że cena za zabezpieczenie się (albo jego iluzję) przed tymi niebezpieczeństwami, np. poprzez przywracanie kontroli granicznych, wielu nie wydaje się przesadnie wysoka. Tym, co najsilniej kształtuje dzisiaj wyobraźnię polityczną, nie jest już dążenie do większej otwartości i integracji, które było dawniej motorem zmian w Europie, lecz przemożna chęć zwiększania bezpieczeństwa i stabilności.
Paradygmat bezpieczeństwa oznacza, że presja na cztery wolności, zwłaszcza swobodę przepływu pracowników, będzie rosła. To sfera, w której elity europejskie najłatwiej mogą wysłać społeczeństwom sygnał, że rozumieją ich zaniepokojenie i potrzebę bezpieczeństwa. Kanclerz Austrii Christian Kern już zapowiedział, że chciał wprowadzić zasadę pierwszeństwa obywateli austriackich na tamtejszym rynku pracy. Ale paradygmat bezpieczeństwa już dzisiaj wpływa też na zmiany w ustawodawstwie antyterrorystycznym czy w polityce azylowej: erozja europejskich standardów w tych dziedzinach może mieć dalekosiężne skutki, przesuwając granice prawne i psychologiczne tego, co dopuszczalne i wyobrażalne.