Reklama

Smoleńska gorączka PiS - esej Aleksandra Halla

Za zaniedbania i beztroskę w przygotowywaniu wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Rosji w dużej mierze odpowiadają politycy PO. Także ci najważniejsi – twierdzi publicysta.

Aktualizacja: 20.04.2015 22:49 Publikacja: 19.04.2015 19:07

Smoleńska gorączka PiS - esej Aleksandra Halla

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Obchody piątej rocznicy katastrofy smoleńskiej dobitnie potwierdziły, że oceny przyczyn katastrofy smoleńskiej i postawy państwa polskiego wobec tego wydarzenia nadal głęboko dzielą Polaków.

Byłoby oczywiście ze wszech miar pożądane, żeby ocena tego najbardziej tragicznego wydarzenia w historii III Rzeczypospolitej była przedmiotem szerokiego narodowego konsensusu, tak jak jest w przypadku wielu ważnych wydarzeń w naszej najnowszej i dalszej historii. Niestety, nic nie wskazuje na to, aby było to możliwe w dającej się określić przyszłości.

Ten pesymistyczny pogląd opiera się na oczywistych przesłankach: ocena przyczyn katastrofy smoleńskiej sformułowana przez oficjalne instytucje i organy naszego państwa jest całkowicie odmienna i przeciwstawia się poglądom formułowanym przez największą partię opozycyjną i parlamentarny zespół Antoniego Macierewicza, składający się z parlamentarzystów właśnie tej partii.

Millerem i Macierewiczem

Stanowisko państwowych instytucji to przede wszystkim raport rządowej komisji Jerzego Millera z połowy 2011 roku i ustalenia Naczelnej Prokuratury Wojskowej z marca bieżącego roku, opierające się przede wszystkim na raporcie 20 biegłych. Ocena charakteru i przyczyn katastrofy dokonana przez te instytucje jest w najważniejszych sprawach zbieżna. Katastrofa uznana jest za nieszczęśliwy wypadek bezpośrednio spowodowany błędami załogi rządowego samolotu i – w mniejszym stopniu – rosyjskich kontrolerów lotu, a pośrednio zaniedbaniami i beztroską panującą w ważnych strukturach państwa odpowiedzialnych za organizowanie lotów najważniejszych osób w państwie i przygotowywanie wizyt państwowych. Powagę obu raportów uwiarygodniają nazwiska autorytetów w dziedzinie badania katastrof lotniczych.

Stanowisko zespołu Macierewicza sformułowane w piątą rocznicę katastrofy to teza o zamachu dokonanym przez władze Rosji w celu wyeliminowania polskiej elity państwowej, a zwłaszcza prezydenta Lecha Kaczyńskiego, stanowiącego przeszkodę dla ofensywnej polityki Rosji w naszym regionie. I to właśnie Antoni Macierewicz zyskał szczególne słowa uznania za swą pracę na rzecz prawdy o katastrofie smoleńskiej w ostatnim rocznicowym przemówieniu prezesa PiS.

Trzeba zresztą przypomnieć, że w wielu wypowiedziach polityków PiS, a zwłaszcza publicystów sympatyzujących z tym ugrupowaniem, współodpowiedzialność za rzekomy zamach przypisywana jest wysokim przedstawicielom naszego państwa, wywodzącym się z PO. Głównym winnym po polskiej stronie miałby być poprzedni premier Donald Tusk.

Oba stanowiska dzieli przepaść. Ich zwolennicy nie mogą spotkać się w połowie drogi. Trzeba więc pomiędzy tymi stanowiskami wybierać, opierając się na racjonalnych przesłankach. Dla mnie jest oczywiste, że komisja Millera i Naczelna Prokuratura Wojskowa ustaliły to, co najważniejsze. Tego przekonania nie zmienia moja irytacja na przewlekłość śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Wojskową i jej nieudolność w komunikowaniu się z opinią publiczną.

Reklama
Reklama

Co stoi za stanowiskiem Antoniego Macierewicza? Przede wszystkim przekonanie, że Rosja Putina zdolna jest do popełniania zbrodni, jakich dokonywał Związek Radziecki. Gdyby jednak nawet tak było, nie ma żadnych poważnych dowodów na to, że 10 kwietnia w Smoleńsku mieliśmy do czynienia ze zbrodnią. Żadne zaklęcia ani wywody historiozoficzne Macierewicza nie są w stanie przysłonić wymowy zapisów z czarnych skrzynek rozbitego rządowego tupolewa.

Około 60 proc. Polaków sądzi, że mieliśmy do czynienia z nieszczęśliwym wypadkiem. To zdecydowana większość. Ale mniej więcej 30 proc. zwolenników tezy o zamachu to jednak bardzo duża część naszego społeczeństwa. Musi być ona targana wielkimi, przede wszystkim negatywnymi, emocjami. Dzisiaj moja najpoważniejsza pretensja do PiS jest taka, że biorąc „zamach smoleński" na sztandary, używając go jako oręża w walce o władzę, wyrządza wielką krzywdę naszej wspólnocie narodowej.

Już przed katastrofą smoleńską i pojawieniem się tezy o zamachu podział polityczny w Polsce był bardzo głęboki, jak nigdy po 1989 roku. Co jednak muszą czuć ludzie, którzy rzeczywiście wierzą, że ich prezydenta zamordowali Rosjanie do spółki z polskim premierem? Jaki może być ich stosunek do polskiego państwa i jego władz?

Wyobraźmy sobie przez chwilę, że do władzy w Polsce dochodzi obóz polityczny głoszący tezę o rosyjskim zamachu w Smoleńsku. Jaka powinna być jego polityka wobec Rosji? Sądzę, że zerwanie stosunków dyplomatycznych i handlowych z Rosją oraz żądania ekstradycji sprawców zbrodni to minimum tego, czego należałoby oczekiwać. Oczywiście jeśli tezę o zamachu będzie nadal podtrzymywał.

Uczciwie pokazać winy

Nie wiem, czy Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz rzeczywiście wierzą w zbrodnię smoleńską, czy też nie wierzą, traktując ją wyłącznie instrumentalnie, jako oręż w walce o władzę toczoną ze znienawidzoną PO. Bez względu na to, czy mamy do czynienia z pierwszą czy z drugą ewentualnością, w moich oczach teoria o zamachu smoleńskim dyskwalifikuje PiS jako ugrupowanie pretendujące do władzy w Polsce. Podzielam pogląd Józefa Szujskiego, wielkiego XIX-wiecznego polskiego historyka, że fałszywa historia musi prowadzić do fałszywej polityki.

A przecież można sobie bez trudu wyobrazić inną, bardziej odpowiedzialną linię postępowania PiS w stosunku do katastrofy smoleńskiej, i to linię bardzo niewygodną dla PO. Dziś wiemy o tej katastrofie wystarczająco dużo, aby ocenić, w jak dużym stopniu katastrofa ta była konsekwencją słabości ważnych struktur naszego państwa, beztroski cywilnych i wojskowych decydentów.

Reklama
Reklama

To prawda, że po smoleńskiej tragedii polskie państwo zdało egzamin na elementarnym poziomie: godnego uczczenia zmarłych, zachowania konstytucyjnego porządku sukcesji władzy i przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Z pewnością jednak nie zdało go przed katastrofą, a sposób prowadzenia śledztwa przez Prokuraturę Wojskową również pozostawiał wiele do życzenia.

Prokuratura jest niezależna od władzy wykonawczej, ale za zaniedbania i beztroskę w przygotowywaniu wizyty prezydenta RP w Rosji w dużej mierze odpowiadają politycy PO. Także ci najważniejsi.

Uczciwe pokazanie tych win (bez zapominania o błędach popełnionych także przez Kancelarię Prezydenta) i mechanizmów działania państwa byłoby z pewnością bardziej pożyteczne dla Rzeczypospolitej i jej obywateli i być może przyniosłoby PiS większe korzyści wyborcze niż lansowanie skrajnej i nieudokumentowanej tezy o zamachu, odrzucającej od tego ugrupowania ludzi zachowujących zdolność do samodzielnego i racjonalnego myślenia. Obranie takiej linii wymagałoby jednak od liderów PiS obniżenia temperatury zbiorowych emocji i zaniechania wskazywania wroga. A tego liderzy tego ugrupowania nie chcą i nie potrafią.

Autor jest historykiem i politykiem. W czasach PRL lider opozycyjnego konserwatywnego Ruchu Młodej Polski, w III RP m.in. Unii Demokratycznej, Partii Konserwatywnej i Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego

felietony
Zuzanna Dąbrowska: Norki wygrały z psami
analizy
Rusłan Szoszyn: Rozmowy pokojowe i ofensywa propagandowa Władimira Putina
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Dlaczego nie ma już tej Ameryki, którą pamiętamy?
Analiza
Jędrzej Bielecki: Donald Tusk zawstydza Niemców
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Niebezpieczna gra Zachodu z Rosją. Lepiej żeby Polska nie stała z boku
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama