W 1997 r., gdy trwały prace nad pierwszym projektem ordynacji, w prowadzonej równolegle z pracami legislacyjnymi kampanii wyborczej, AWS i UW (były 20 lat temu takie partie) obiecywały, że jej nie uchwalą, a jak zostanie uchwalona, to ją uchylą. Ale po wyborach uchwaliły. Napisałem wówczas o niej na łamach „Rzepy" felieton. Spotkał się on z połajankami ze strony wysokiej rangi urzędnika Ministerstwa Finansów. Odpowiedziałem: „Pożyjemy, zobaczymy". No i zobaczyliśmy.
W 2002 r. pojawił się projekt ustawy o zmianie ordynacji. Celem miał być „mniejszy stopień bezpośredniego wpływu na obniżenie ciężarów" oraz „rzeczywiste wzmocnienie prawnopodatkowej pozycji podatnika w stosunkach z organami podatkowymi, eliminacja zidentyfikowanych pułapek podatkowych, walka z biurokracją, uproszczenie procedur kontrolnych oraz zmniejszenie liczby dokumentów w postępowaniu podatkowym"(!). Efektem miała być „realizacja konstytucyjnej zasady zaufania podatników do organów podatkowych".
Napisałem wówczas krytyczną analizę projektu do „Przeglądu Podatkowego". W pierwszej wersji skończyłem ją passusem: „Co prawda niektórzy (tu przepraszam za autoreklamę) »zidentyfikowali« te problemy, jeszcze zanim ordynacja weszła w życie (...) Po czterech latach ich »identyfikowania«, nie powiem, że bez złośliwej satysfakcji, nie mogę oprzeć się pokusie wypomnienia: a nie mówiłem. Z góry też zapowiadam, że na gromy, które spadną na mnie tym razem, odpowiem za... cztery lata".
Redakcja prosiła o usunięcie tej złośliwości, na co przystałem. Przywołałem ją, na co tym razem przystała redakcja, w odpowiedzi na złośliwą polemikę, którą tym razem napisał prominentny przedstawiciel doktryny prawa podatkowego. Notabene krytykowana przeze mnie klauzula obejścia prawa podatkowego została zakwestionowana później przez Trybunał Konstytucyjny. I znów mogłem skomentować: „A nie mówiłem!".
Teraz będę próbował po raz trzeci. W uzasadnieniu projektu nowej ordynacji czytamy, że „ciągłe zmiany tego aktu świadczą o tym, że nie odpowiada wymogom stawianym tego typu aktom prawnym". Pełna zgoda. Problem w tym, że nowa wersja tego aktu też gwarantuje „realizację konstytucyjnej zasady zaufania podatników do organów podatkowych". Z góry też zapowiadam, że „na gromy, które spadną na mnie za to, co będę sukcesywnie pisał o nowej ordynacji na tych łamach, tym razem odpowiem za... cztery lata". Jestem pewien, że będę mógł napisać: „A nie mówiłem!".