Niestety, nasza wrodzona przedsiębiorczość jest – delikatnie rzecz biorąc – nieco przereklamowana. Według badań Millward Brown SMG/KRC dla fundacji Polska Przedsiębiorcza tylko co szósty z naszych rodaków w ostatnich latach wykazał się jakimikolwiek przedsiębiorczymi działaniami, choćby kreatywnością w codziennym życiu. A jeśli już faktycznie decydujemy się na samodzielną działalność, to częściej główną motywacją do tego jest swoisty przymus, wynikający np. z utraty pracy, a nie przemyślane decyzje. Skądinąd to motywacja skuteczna, skoro w 2009 r., gdy wiele przedsiębiorstw cięło zatrudnienie, powstało blisko 310 tys. nowych, jednoosobowych firm. Pytanie, ile z nich będzie miało jakiekolwiek znaczenie dla gospodarki?
Co więcej, nasza skłonność do tworzenia jednoosobowych firm wynika często z nieufności do partnerów, a to nie służy choćby innowacyjności. Na razie naszą przedsiębiorczość mierzymy głównie liczbą nowych firm budowlanych i handlowych. Z nieufności i obaw konserwujemy starą gospodarkę. Bo w gruncie rzeczy nasza przedsiębiorczość najlepiej się czuje na bezpiecznym etacie, kiedy łatwo się śni o samodzielności. Poza nim stajemy się bezradni wobec biznesowej rzeczywistości, co zresztą potwierdzają badania Millward Brown SMG/KRC.
Nie zmienia to faktu, że jesteśmy naprawdę przedsiębiorczym narodem. Tyle że nie można tego dłużej puszczać samopas. Przedsiębiorczość trzeba sensownie wspierać i promować, pomagać i chronić. Możemy na tym, jako kraj, tylko zyskać.