To, że sport stał się jednym z kół zamachowych gospodarki, jest po prostu faktem, nad którym nie ma sensu dyskutować. Kwoty przeznaczane na sport w ostatnich 15 latach wzrosły mniej więcej 20-krotnie. I nie ma się co dziwić, w epoce globalnego rynku nawet emocje dadzą się przeliczyć na pieniądze. A co dopiero, gdy są to emocje porywające miliony ludzi?
Duża część z tej kwoty przypada na spółki kontrolowane przez Skarb Państwa, bo to one stanowią znaczącą część listy największych polskich firm, a sport potrzebuje zamożnych sponsorów. Oznacza to również, że rozwój polskiego sportu w sporej mierze pozostaje na łasce i niełasce państwowych firm. Czy to dobre rozwiązanie? Sądzę, że dla takiego modelu brak dzisiaj realnej alternatywy, bo reszta polskich przedsiębiorstw jest na to po prostu zbyt biedna.
Sponsorowanie sportu, oczywiście odpowiednio przeprowadzone, to dla firmy wymierne korzyści, chociażby w sferze wizerunkowej. Nierzadko jest to duży i wcale nie taki prosty projekt, a przelanie określonej kwoty na konto organizatora sportowego wydarzenia jest tylko jednym z etapów działania.
Niestety, w wielu firmach, także państwowych i samorządowych, zwłaszcza mniejszych, wszystko zaczyna się i kończy na tym właśnie punkcie. Prezes lubi hokej na trawie? To dajemy na amatorską drużynę hokeja na trawie, chociaż trudno uzasadnić to korzyściami dla firmy. Kolega burmistrza urządza turniej gry w bule? Jakże odmówić wsparcia z firmowego budżetu... Wszystko bez ładu, składu i racjonalnej polityki budowania marki. Po prostu „zapłać i zapomnij".
Nie ma recept idealnych na walkę z takimi aberracjami, ale nie znaczy to, że trzeba przejść nad nimi do porządku dziennego. I właśnie Ministerstwo Sportu i Turystyki chce wprowadzić względny porządek w tej stajni Augiasza. Trwają bowiem prace nad kodeksem etycznym związanym ze sponsorowaniem sportu przez spółki Skarbu Państwa. Z informacji, które na razie resort nam oszczędnie dozuje, wynika, że będzie to zbiór zasad, a nie akt prawny z zakazami i nakazami regulujący wspieranie sportu. I bardzo dobrze, ponieważ na centralnym zarządzaniu tak wrażliwą dziedziną straciliby wszyscy.