Andrzej Arendarski: Wokół paliwowych prawd i mitów

Sytuacja wokół cen paliw przypomina receptę na dobry thriller mistrza Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Trzęsienie ziemi mieliśmy w ostatnich miesiącach ubiegłego roku, kiedy światowe ceny ropy poszybowały w górę, a Polacy z trwogą śledzili rosnące z tygodnia na tydzień ceny benzyny i diesla. Rosyjska napaść na Ukrainę spowodowała, że ceny surowca wymknęły się spod kontroli.

Publikacja: 03.06.2022 12:18

Andrzej Arendarski: Wokół paliwowych prawd i mitów

Foto: Bloomberg

W połączeniu z rosnąca inflacją – w maju najwyższą od 24 lat – powoduje, że Polacy czują się nie tyle, jak widzowie filmu Hitchcocka, ale jak jego bohaterowie. Przy okazji z tego kryzysu paliwo (nomen omen) czerpią politycy. Nie tyle wyjaśniając, co zaciemniając rzeczywistość.

Marża marży nierówna

Dużo mówi się przy tej okazji o marży rafineryjnej – niestety, z reguły w sposób zupełnie błędny, myląc ją z marżą rozumianą jako wskaźnikiem zarobku producenta bądź sprzedawcy. Tymczasem marża rafineryjna jest to różnica między rynkową ceną surowca, czyli ropy i rynkową ceną produktu finalnego, czyli paliwa. A notowania tych towarów nie zależą od firm. W pierwszym kwartale br. w PKN Orlen wzrosła ona o 30%, a w Totalu aż o 177%. Nie znaczy to, że o taki wskaźnik wzrosły zyski firm. Marża modelowa to bowiem hipotetyczna wielkość, która pokazuje wycenę wartości przerobu ropy na paliwa w cenach notowanych na międzynarodowych rynkach – model do analiz dla inwestorów. To swego rodzaju nożyce cenowe między cenami ropy a ceną paliwa, które mają pokazać warunki rynkowe dla przemysłu rafineryjnego. I, jak każdy ogólny model, ten również jest niedoskonały. Dla przykładu, w marży modelowej nie są w ogóle uwzględnione koszty gazu i energii, które ogromnie poszybowały w górę. Mówienie więc, że benzyna drożeje przez wyższą marżę koncernów jest całkowitym nieporozumieniem.

Jak więc kształtują się marże (te handlowe) sprzedawców paliw? Wedle danych Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego, w I kwartale br. w porównaniu z rokiem poprzednim znacząco spadły. W przypadku diesla aż o 94% (z 7 groszy za litr w 2021r.!), a E95 – o 50%.

Tyle tylko, że te pomieszanie pojęć spodobało się politykom z opozycji i obozu rządowego. I tak, Władysław Kosiniak-Kamysz sugerował, by Orlen ograniczył zyski i w ten sposób spowodował obniżkę cen paliwa, a minister Waldemar Buda z kolei oświadczył, że zyski Orlenu mogłyby być „buforem dla wzrostu cen paliw”. Przypomnę, że mówimy o spółce giełdowej, w której Skarb Państwa jest największym, ale nie większościowym akcjonariuszem. Beztroskie deklaracje polityków mogą uderzyć po kieszeni inwestorów, również tych drobnych. A obniżki cen paliwa nie spowodują.

Zdążyliśmy zapomnieć, że teoretycznie mamy i tak tańsze paliwo. Od 1 lutego do 31 lipca obowiązuje bowiem obniżona do 8% stawka VAT na paliwa. A co potem? Zapewne wrócą stare, wyższe stawki, chyba że Komisja Europejska pójdzie Polsce na rękę. Na co nie należy mieć wielkich nadziei, bowiem, jak widzimy, kryzys paliwowy Unia traktuje jako argument za przyspieszeniem zielonej rewolucji, a nie za wspieraniem petrochemii. Kryzys, którego pogłębienie spowodowała wojna na Ukrainie.

Drogo – nie tylko w Polsce

Cena ropy na światowych rynkach jest, w porównaniu do początku lutego, o prawie 22% wyższa i wynosi 31 maja około 119 USD za baryłkę (wobec ok. 90 USD przed wojną). Pamiętajmy też o tym, że zdrożał dolar, więc przy kursie z początku lutego dawało to 360 PLN za baryłkę, a dzisiaj 511 PLN. Ceny paliw idą w górę w całej Europie – chociaż dla polskiego konsumenta nie jest to żadne pocieszenie. W szczególności dotyczy to oleju napędowego, na który popyt rósł w Europie jeszcze przed rozpoczęciem działań wojennych w Ukrainie. Przecież przygotowania do agresji i niepokojące sygnały dla rynków trwały od końca ubiegłego roku. A to oczywiście odbijało się na cenach paliw.

Na cenę paliw wpływa nie tylko koszt baryłki ropy. Polska importuje większą część wolumenu z zagranicy, a w związku z rezygnacją z dostaw z Rosji i wojną na Ukrainie koszt importu znacząco wzrósł. Ma w tym swój udział również rosnący koszt transportu paliw drogą morską (zdrożał o ok. 70%) i wspomniane już rosnące ceny energii elektrycznej oraz gazu, bo wszak bez nich z ropy paliwa nie wyprodukujemy.

Polska i tak ma jedne z najniższych cen benzyny i diesla w Europie (w Niemczech czy krajach skandynawskich oscylują one wokół 10 PLN za litr). Nie ma jednak powodu do euforii, bowiem patrząc na to, ile tego „taniego” paliwa możemy kupić za średnie wynagrodzenie, to lądujemy w europejskim ogonie – 1253 litry benzyny. Co prawda w Rumunii to zaledwie 579, a w Bułgarii – 858 litrów, ale w Niemczech niemal 3000 litrów, a w Danii około 4000 litrów. Taniej jednak w najbliższych miesiącach nie będzie, a i – wbrew zapowiedziom wicepremiera Sasina – niemieckich pensji nad Wisłą również się nie spodziewam.

Musimy zatem przyzwyczaić się do rosnących cen paliwa, a co za tym idzie – rosnących cen wszystkich produktów i usług. Tylko czy nasz budżet, obciążony programami socjalnymi, które w przyszłym, wyborczym roku, będą zapewne jeszcze rozszerzane, to wytrzyma? Przedsiębiorcy na pewno swoje brzemię dźwigają z coraz większym trudem.

W połączeniu z rosnąca inflacją – w maju najwyższą od 24 lat – powoduje, że Polacy czują się nie tyle, jak widzowie filmu Hitchcocka, ale jak jego bohaterowie. Przy okazji z tego kryzysu paliwo (nomen omen) czerpią politycy. Nie tyle wyjaśniając, co zaciemniając rzeczywistość.

Marża marży nierówna

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację