Jej prezencja i gracja nie ustępuje koleżankom z Polski, a o tym, że nie jest z naszego kraju, przekonamy się, wsłuchując w jej akcent. Podobnie Sergyi pracujący na budowie przy rondzie Daszyńskiego w stolicy – jest nie tylko dobrze wyedukowany, ale i ma doświadczenie z innych inwestycji deweloperskich.
Firmy cenią pracowników ze Wschodu, bo są pracowici i silnie zmotywowani. Podobnie jak Polacy na saksach w krajach Europy Zachodniej muszą nie tylko zarobić na swoje utrzymanie, ale i część gotówki wysłać rodzinom. Taki pracownik jest poszukiwany i zarabia coraz lepiej. Z jednej strony to efekt podaży i popytu, ale z drugiej to również konsekwencja podwyższenia płacy minimalnej, bo wielu pracowników ze Wschodu zaczyna pracować w Polsce legalnie.
Wyższe płace to oczywiście zwiększona presja inflacyjna, ale gdy na rynku zaczyna brakować rąk do pracy, to podwyżka jest jednym z głównych narzędzi, by znaleźć i utrzymać pracownika. I należy podziękować Ukraińcom, że dzięki nim obserwujemy wzrost wynagrodzeń, bo na tle Europy cały czas zarabiamy trzy lub nawet cztery razem mniej.
Czasy, gdy tanią siłą roboczą kusiliśmy zagranicznych inwestorów, są już pieśnią przeszłości. Teraz muszą nie tylko rosnąć płace, ale i gospodarka powinna zacząć zmierzać w kierunku 4.0. I pomocni w tej kwestii mogą być również nasi wschodni sąsiedzi. Fundacja Startup Hub Poland stara się przyciągnąć nad Wisłę firmy technologiczne z Ukrainy, Białorusi czy też innych byłych republik radzieckich. Jak twierdzi prezes fundacji Maciej Sadowski, informatycy z tych krajów to światowa liga, a Polska ma świetną infrastrukturę naukową. Czas łączyć siły i na tym polu.