Polska ma najniższe bezrobocie w Unii, a nasza gospodarka w ubiegłym roku znalazła się w gronie czterech najmniej poszkodowanych w UE przez kryzys wywołany pandemią. Wyniki najnowszych badań przeprowadzonych przez Facebook wspólnie z Bankiem Światowym i OECD potwierdzają ten obraz pozwalający zachować resztki optymizmu.
Względny sukces został jednak okupiony gigantycznym wzrostem długu publicznego. Pod pretekstem reformy podatkowej w ramach tzw. Nowego Ładu trwają już przymiarki, kogo mocniej obciążyć jego ciężarem. Bo dług bardziej już rosnąć nie powinien, choćby z powodu konstytucyjnego limitu, który jest coraz bliżej. Dlatego sprawujący władzę mniej energicznie niż przed rokiem zabierają się do kolejnych transz pomocy dla firm poszkodowanych przez kolejną falę pandemii. Możliwości hojnego finansowania tych programów się kurczą. NBP udało się polityką niemal zerowych stóp procentowych zniwelować koszt zaciąganego długu, ale wywołuje to efekty uboczne w postaci choćby najwyższej w UE tzw. inflacji bazowej czy bańki na rynku nieruchomości.
Tymczasem na horyzoncie czwarta fala pandemii albo – jak kto woli – wydłużony grzbiet trzeciej, bo przecież trudno będzie powstrzymać wyjazdy na majówkę, a tym bardziej spotkania z okazji pierwszych komunii. Trzeba pomyśleć o kolejnej pomocy dla zawieszonych biznesów. Tarcza finansowa 4.0?
Pomyślmy raczej o tarczy 4.0 w postaci masowych szczepień. Szczepionki, inaczej niż w styczniu, a nawet jeszcze w marcu, są już masowo dostępne w Polsce. W czwartek mieliśmy ich w kraju 2,1 mln sztuk: w magazynach, w drodze do punktów szczepień, w samych punktach. Nic, tylko robić zastrzyki. Chętnych więc nie braknie. „Błąd systemu" z 1 kwietnia pokazał, że młode roczniki aż wyrywają się do powrotu do normalności i wyciągają ramię do szczepień.
Mamy natomiast problem z wydolnością systemu. Według oficjalnych danych punkty szczepień wykonały w środę 201 tys. zastrzyków. To blisko dotychczasowego maksimum. O wiele za mało. Zwłaszcza że w weekendy cały system niemal zamiera. Wykres obrazujący liczbę zastrzyków jest w Polsce jak fale na Bałtyku, z regularnymi dołkami w soboty i niedziele.