Chodzi o tzw. domeny najwyższego poziomu, czyli oznaczenia umieszczane w internetowych adresach po ostatniej kropce. Do najpopularniejszych należą. com, org czy int, a także domeny krajowe – m.in. dla polskich adresów pl.
Organizacja nadzorująca przyznawanie tych nazw to amerykański ICANN (Internet Corporation for Assigned Names and Numbers). Przez lata blokowała wprowadzanie poważniejszych zmian. Wczoraj wszystko się zmieniło. Podjęta w Paryżu decyzja oznacza rewolucję w Internecie. Skorzystają na niej przede wszystkim firmy oraz niewielkie społeczności. Będą mogły dopisać do swojego adresu dowolne słowo, a nie ograniczać się np. do liter com.
ICANN dopuścił również stosowanie w nazwach domen alfabetów innych niż łaciński. To ukłon w stronę użytkowników Internetu w krajach, gdzie z alfabetu łacińskiego korzysta się rzadko. – Otwieramy całkiem nowy świat. Nie można przecenić znaczenia tej decyzji – cieszył się Roberto Gaetano, członek ICANN. – To decyzja o historycznym znaczeniu – zapewniał wczoraj w Paryżu Peter Dengate Thrush z ICANN. „Od 2009 roku użytkownicy sieci będą mogli wykupić adres zawierający dowolne słowa – takie jak love, hate czy city” – zapowiedział szef ICANN Paul Twomey w „Les Echos”.
Jak w praktyce miałoby wyglądać wykupywanie takiej domeny – tu plany ICANN są mgliste, co przyznają sami członkowie tej organizacji. Po pierwsze – domena będzie droga – mówi się o kwocie 100 tys. dolarów. Po drugie – niedopracowany jest jeszcze proces jej przyznawania. Jeżeli ktoś zgłosi protest, ICANN będzie go musiała rozważyć. Dowolna organizacja będzie mogła zgłosić weto wobec dowolnej nazwy.
Zapis z paryskiej konferencji ICANN: par.icann.org