W serwisie Kickstarter szwedzki wynalazca uzbierał kwotę, która pozwoli ruszyć z produkcją gadżetu wiosną 2014 r. Co ciekawe – nadal z każdym dniem sponsorów przybywa.
Choć brzmi to absurdalnie, okazuje się, że to wcale nie halloweenowy żart, a jak najbardziej śmiertelna (sic!) prawda. Tikker – elektroniczny zegarek, który wyliczy datę śmierci z dokładnością co do sekundy – rzeczywiście istnieje. Co więcej – wynalazcy udało się uzbierać już ponad 30 tys. dolarów na realizację startupu, a to więcej, niż potrzebował. Zbiórka trwa jednak dalej i każdy, kto do końca października dorzuci przynajmniej 39 dolarów – już wiosną 2014 dostanie pierwsze jego egzemplarze. Do dziś ponad 700 osób wsparło finansowo Szweda, a z każdą godziną spontanicznych sponsorów przybywa.
Jak działa Tikker? Do wszystkiego wprowadzi nas książeczka pt.: „About Time" (Już czas), która będzie dołączona do każdego zegarka. Aby poznać dokładny (?) czas swojej śmierci, trzeba będzie wypełnić rodzaj kwestionariusza, w którym Tikker wypyta nas o najrozmaitsze kwestie związane z trybem i stylem naszego życia, m.in. : wagę, wiek, nałogi, wiek rodziców, poziom aktywności fizycznej itp. Czyli klasyczne dane, o które proszą nas rozmaite hochsztaplerskie „kalkulatory życia". Po co więc powstaje Tikker?
Jeśli wierzyć pomysłodawcom - przede wszystkim po to, by poprawić jakoś życia i pokazać, że zawsze jest czas na dobre zmiany. Jak zapewnia Colting, nie jest to gadżet dla idiotów, a dla wszystkich, którzy potrzebują codziennej, podręcznej mobilizacji do tego, by zmienić swój styl na zdrowszy. – Myślę, że możemy mieć lepsze życie i dokonywać lepszych wyborów, jeśli jesteśmy świadomi tego, że kiedyś nastanie nasz czas. Poszerza nam to perspektywę i daje szanse na dłuższe i szczęśliwsze dni – wyjaśnia.
Całą prezentację – która zaczyna się... nad grobem – można obejrzeć na www.kickstarter.com.