– Zakładając, że państwo dopłaci do używanych mieszkań w Warszawie, których metr nie byłby droższy niż 5,8 tys. zł, można stwierdzić, że tak wycenianych lokali przybędzie – prognozuje pośrednik Paweł Zeliaś, szef firmy SalonDomow.pl. – Jeśli nie przybędzie ich realnie, w co wątpię, to na pewno w aktach notarialnych. Część transakcji będzie zaniżona na potrzeby „MdM" – ocenia. I przestrzega, że urząd skarbowy ma pięć lat na sprawdzenie wiarygodności transakcji – czy cena jest rynkowa czy zaniżona.
Edyta Krakowiak z Warszawskiej Giełdy Lokali i Nieruchomości (WGLiN) szacuje, że mieszkania w cenie do 5,8 tys. zł za mkw. stanowią 5–6 proc. warszawskiej oferty. – Za tyle można znaleźć lokale głównie na obrzeżach. Nieco bliżej centrum są oferowane lokale w starych budynkach z lat 60.–80. Najwięcej tego typu mieszkań jest po prawej stronie Warszawy, głównie na Białołęce, Targówku i Pradze-Południe, ale znajdziemy je także na Bemowie – zauważa.
Lokali w takiej cenie nie ma w Śródmieściu. – Bardzo mało jest ich na Woli, Mokotowie, pojedyncze oferty mamy na Ochocie i Żoliborzu – mówi przedstawicielka WGLiN.
Pośredniczka Joanna Lebiedź, właścicielka agencji Lebiedź Nieruchomości, ocenia, że choć podaż mieszkań w cenie ok. 5,8 tys. zł za mkw. nie jest imponująca, to już transakcji jest całkiem sporo. – Archiwa MLS-WSPON wskazują, że w podanych cenach zawiera się prawie 20 proc. umów – podaje pośredniczka. – Za tyle sprzedają się przeważnie mieszkania w wielkiej płycie wymagające generalnego remontu, ale trafiają się lokale, do których można się od razu wprowadzić.
Zazwyczaj są to mieszkania na peryferiach – i mniejsze, dwu-, trzypokojowe, i duże, 120-metrowe. – Ceny transakcyjne mkw. tych ostatnich są niższe niż 5 tys. zł – mówi Joanna Lebiedź.