Avotermin – tak nazywa się lek – powstał z myślą o ofiarach wypadków. Ale skorzystać z niego będą mogli również pacjenci po skomplikowanych operacjach. Lista sięgających po ten środek będzie zapewne długa. Skóra jest przecież najczęściej ranioną tkanką. A któż by nie chciał raz na zawsze pozbyć się szpecących ciało blizn...

Rany potraktowane avoterminem są po zabliźnieniu mniej zaczerwienione, mniej wypukłe i generalnie mniej widoczne niż te, które leczono placebo. Dowiodły tego badania kliniczne prowadzone przez rok z udziałem 200 ochotników. Kierował nimi prof. Mark Ferguson, uczony z brytyjskiego University of Menchester. Do czyszczenia skóry uczeni zaprzęgli transformujący czynnik wzrostu o nazwie TGF -beta 3, który odgrywa istotną rolę w procesie gojenia się tej tkanki.

Osoby biorące udział w badaniu zostały... okaleczone. Na każdym ramieniu uczeni zrobili im nacięcie głębokości jednego centymetra. W ranę znajdującą się na jednym ręku wstrzyknęli avotermin, a w ranę na drugim – placebo. Zabieg ten powtórzyli 24 godziny później.

Następnym krokiem była ocena wyglądu powstałych w ten sposób blizn. Używając 100-punktowej skali, wystawili ją lekarze. Co ważne, nie wiedzieli, która z ran potraktowana była lekarstwem. Wynik był jednoznaczny i przemawiał na korzyść avoterminu. Jak pisze "Lancet", zranione miejsca, w które wstrzyknięto lek, przypominały normalną skórę. Tam, gdzie zastosowano placebo, znajdowały się szramy.

Niedawno zakończył się drugi etap badań klinicznych, a już zaczyna się trzeci. – Jesteśmy w trakcie rekrutacji pacjentów. Potrzebujemy 350 ochotników, którym będziemy chcieli zlikwidować istniejące blizny – tłumaczy prof. Mark Ferguson. Dla prowadzenia kolejnych prac nad avoterminem powołał on oddzielną firmę biotechnologiczną. Zaangażowanie uczonego w badania jest zrozumiałe. Lek jest nie tylko skuteczny, ale i bezpieczny w stosowaniu. A sam czynnik wzrostu, na podstawie którego przebiega jego działanie, został nawet nazwany przez uczonych "świętym Graalem terapii blizn".