Dr Goong Chen pracuje w Texas A&M University. Wykłada matematykę. Stoi na czele zespołu naukowców z kilku dobrych amerykańskich uniwersytetów, których zadaniem jest odtworzenie ostatnich chwil lotu zaginionego boeinga. Do grupy należą specjaliści z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii, MIT, Virginia Tech oraz katarskiego Instytutu Badań Energii i Środowiska.
Do zaginięcia maszyny doszło 8 marca 2014 roku. Boeing 777-200 ER leciał z Kuala Lumpur do Pekinu, na pokładzie miał 227 pasażerów i 12 członków załogi. Z nieznanych przyczyn zniknął z radarów nad Morzem Południowochińskim. Samolotu, lub jakiegokolwiek śladu po nim, dotąd nie odnaleziono.
To ten fakt dał naukowcom najwięcej do myślenia. Do pracy zaprzęgnięto superkomputer RAAD w Katarze, któremu podsunięto pięć różnych scenariuszy wodowania. Na łamach pisma „Notices" Amerykańskiego Towarzystwa Matematycznego specjaliści opisują, w jaki sposób wykorzystali matematykę i wiedzę z dziedziny dynamiki płynów do odtworzenia ostatnich sekund lotu MH 370. Wszystko to, aby dojść do najprostszego wniosku z możliwych. Boeing musiał „wejść" w wodę prawie pionowo — pod kątem zbliżonym do 90 stopni.
Tylko w ten sposób można wyjaśnić brak jakichkolwiek szczątków samolotu, czy plam po oleju i paliwie na powierzchni morza. Naukowcy przypominają inne przypadki awaryjnego lądowania lub katastrof lotniczych — np. udane wodowanie samolotu US Airways na rzece Hudson, czy tragedię Air France 447 w 2009 roku, kiedy udało się wyłowić 3,5 tys. elementów pływających na powierzchni.
Symulacje komputerowe potwierdzają — zdaniem dr. Chena — wariant pionowego uderzenia w wodę. Taka wersja oznaczałaby, że na kadłub samolotu nie działałyby duże siły zginające — i zapewne w całości poszedł na dno. W pierwszym momencie na pewno oderwane zostałyby skrzydła — zatonęły razem z samolotem.