Platforma Mega, zgodnie z zapowiedziami, ruszyła w rok po zamknięciu Megaupload. Ekshaker Kim Dotcom otworzył ją, choć w areszcie domowym w Nowej Zelandii oczekuje na ekstradycję do USA. Gdyby do niej doszło, grozi mu nawet 20 lat więzienia.
Nowa witryna w ciągu dnia bywała dziś niedostępna, bo od wczorajszego debiutu nieustannie chce się do niej zalogować zbyt wiele osób. Już w godzinę od jej startu Kim Dotcom informował, że okupowane przez internautów serwery działają z maksymalną wydajnością. Za darmo użytkownicy dostali 50 GB do przechowywania danych, ale za opłatą mogą otrzymać nawet 4 terabajty przestrzeni, a wrzucane na ich konta pliki mogą być w płatnej wersji przechowywane "w chmurze". – Idę spać z wielkim uśmiechem - zakończył swój wczorajszy dzień na Twitterze Kim Dotcom, po odnotowaniu 250 tys. użytkowników portalu pozyskanych w dwie godziny od jego startu.
Dziś, w drugi dzień istnienia, w portalu zarejestrował się już milion osób - podał Dotcom na konferencji prasowej. Przy okazji zapowiedział, że drugi planowany przez niego internetowy projekt - Megabox – który ma być platformą stricte muzyczną, konkurencyjną dla takich inicjatyw jak Spotify, ruszy za pół roku. Będzie w 100 proc. legalny, bo ma się opierać na bezpośredniej współpracy z artystami, czyli działać z pominięciem wytwórni muzycznych.
Nowy portal Mega także ma być nietykalny dla władz, które z hukiem zamknęły poprzedni, Megaupload, za łamanie praw autorskich. Ma tak być dzięki zastosowaniu algorytmu szyfrującego AES (Advanced Encryption Standard – red.). Według Dotkoma zapewni danym przechowywanym na Mega nietykalność, bo będą szyfrowane z poziomu wyszukiwarki i możliwe do odszyfrowania tylko przy posiadaniu jednorazowo wygenerowanego kodu, którego nie będą mieć administratorzy serwisu. To od użytkowników będzie zależało, komu udostępnią otrzymane deszyfrujące hasło.
Mega nie działa pod gabońskim adresem me.ga, jak zapowiadano wcześniej, ale zarejestrowany jest w Nowej Zelandii. Jego adres to mega.co.nz.