Co pani zrobiła, że ją dostała?
Nie pamiętam, pewnie chodziło o całokształt. A pan dostał rózgę?
Nie, nigdy nie dostałem. Dzieckiem byłem dość grzecznym, gorzej było, gdy stałem się młodzieńcem.
Kiedy pan sobie uświadomił, że Święty Mikołaj nie istnieje fizycznie?
Moje pierwsze wątpliwości się pojawiły, gdy zauważyłem, że Święty Mikołaj nosi identyczne buty jak nasz sąsiad. Pewien czas tłumaczyłem to sobie ograniczoną ofertą butów w PRL – choć wiara została już nadszarpnięta. Dzieła dokonały moje siostry cioteczne, które przeprowadziły okrutną demaskację Świętego Mikołaja. Chociaż może ona nie była wcale okrutna.
Nie była okrutna?
Z tego, co pamiętam, dziecko, gdy dowiaduje się, iż Święty Mikołaj nie istnieje, nie czuje się oszukane. To raczej awans do świata dorosłych. Początek odpowiedzialności. Początek bycia Mikołajem. To jest odkrycie, że ci, którzy dawali, byli całkowicie bezinteresowni, że dawanie to nie jest jakaś wymiana handlowa, jakieś cargo. Mikołaj nie liczy na dziękuję. Ja pamiętam radość i dumę z wejścia w nową rolę.
Jest pan współtwórcą i prezesem fundacji. Ale zasłynął pan z tego, że na łamach różnych pism ostro skrytykował kult Świętego Mikołaja, jaki panuje w centrach handlowych.
A to nie wiem, dlaczego zasłynąłem, bo napisałem jeden tekst na ten temat w „Tygodniku Powszechnym” i jedną polemikę. Rzeczywiście była potem jakaś awantura, ale nadzwyczajnych działań w tej sprawie nie podejmowałem. Sława jest niezasłużona. Nie mam zresztą szczególnej niechęci do tych praktyk.
Ale Mikołaja, który pojawia się w centrach handlowych i w reklamach, nazwał pan obrzydliwym, wyrośniętym krasnalem, przebranym subiektem, który zagania klientów do kas. Stwierdził pan, że to żaden Święty Mikołaj, tylko Coca-Claus wymyślony przez specjalistów od reklamy Coca-Coli.
Z tego, co pamiętam, nie pisałem, że jest to obrzydliwy krasnal, tylko wyrośnięty krasnolud i pomocnik sprzedawcy. A to różnica. Nie mam pretensji do handlu, że wykorzystuje obyczaj dawania sobie upominków do zwiększania obrotów. Nie jestem Don Kichotem, który wyprawia się na supermarkety. Nie mam żalu do rynku, tylko nie podoba mi się, że godzimy się na redukowanie wszystkiego do rynku. Nie chciałbym, żeby cała rzeczywistość duchowa została sprowadzona do zakupów. Handel ma prawo do swoich ubranych w czapki z pomponem subiektów, ale nie przepadam za tym, że się ich nazywa Świętymi Mikołajami. Bo świętość to zawsze sprawa poważna.
Jaki jest ten kostium autorstwa Kiliana, w który pan się przebiera co roku?
Jest to bajkowa infuła i pastorał. Widać, że to strój biskupa. Czerwony ornat jest fantastycznie ozdobiony cekinami, a ja mam długą do kolan siwą brodę. Moi chłopcy są trochę przerażeni. Ale tylko trochę.
Doktor filozofii i menedżer. Publicysta. Ma 43 lata. Współtwórca i prezes Fundacji Świętego Mikołaja. Fundacja organizuje m.in. społeczne kampanie reklamowe, ostatnio akcję „Mama w domu”. W latach 90. był dyrektorem kreatywnym w agencjach reklamowych Market Link i Data Studio. Od ośmiu lat jest dyrektorem ds. marketingu w Towarzystwie Ubezpieczeniowym Allianz. Współzałożyciel i wydawca razem z Markiem Cichockim rocznika filozoficznego „Teologia Polityczna”. Za książkę „Koniec snu Konstantyna” otrzymał dwa lata temu Nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego, w tym roku – nagrodę Feniksa od Związku Polskich Kawalerów Maltańskich.