Św. Mikołaj to nie lipa

Rozmowa z Dariuszem Karłowiczem, filozofem, który wierzy w Św. Mikołaja

Publikacja: 12.12.2007 22:33

Dariusz Karłowicz

Dariusz Karłowicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Wierzy pan w Świętego Mikołaja?

No jasne. Ale miałem ostatnio problem z wiarą mojego najstarszego synka, który spytał mnie, kto się przebiera za Świętego Mikołaja. A ma sześć lat.

Użył słowa „przebiera”? To straszne.

Tak, użył tego słowa, ale – jak się okazało – w specyficznym sensie. Myślałem, że to demaskacja, bo dotychczas to ja się przebierałem za Świętego Mikołaja. Noszę piękny kostium, który zaprojektował Adam Kilian. Pożyczam go co roku dzięki uprzejmości jednego z teatrów.

Skąd podejrzenie u sześciolatka, że ktoś przebiera się za Świętego Mikołaja? Chyba pan jakiś błąd popełnił w tym wcielaniu się?

Do syna dotarło, że to postać historyczna. Dowiedział się, że święty Mikołaj był starożytnym biskupem. A starożytni biskupi nie żyją. To pewnik. Do przypuszczenia, że ktoś się przebiera za Świętego Mikołaja, doprowadziło go rozumowanie: jeśli ktoś umarł, to jest duchem. Więc jeśli się pojawia u nas w domu jako osoba z krwi i kości, to musiał zstąpić z nieba i się w kogoś wcielić. Kiedy go podpytałem, okazało się, że Staś mówił o „przebieraniu się w ciało”.

Czyli pana syn nie jest do końca przekonany, że Święty Mikołaj to lipa?

To połączenie wiary i sceptycyzmu. Ale oczywiście dzieci chcą wierzyć w Świętego Mikołaja. Bo święty Mikołaj to opowieść o człowieku, który pokazał to, co papież nazwał na krakowskich Błoniach wyobraźnią miłosierdzia. To bardzo ważna legenda. Ale uwaga, „legenda” po łacinie nie oznacza zmyślenia, tylko coś do czytania. Czyli historię, która została spisana ku pokrzepieniu czytelników.

Jakkolwiek to zwał, to jednak chyba jest w tym trochę zmyślenia?Jeśli idzie o szczegóły historyczne – być może tak. Trzeba pamiętać, że wyobraźnia ludzi średniowiecza inaczej redagowała fakty. Ich interesowały sprawy duchowe. I myślę, że tu byli wierni prawdzie.

Jaki jest rdzeń tej historii?

Najpierw opowieść. W IV wieku w Azji Mniejszej żył młody, zamożny człowiek o imieniu Mikołaj. Zanim jeszcze został sławnym biskupem, który wziął udział w soborze nicejskim, pomagał ludziom, i to nie byle jak – mądrze i dyskretnie. W legendzie autorstwa Jakuba de Voragine znalazła się historia o tym, że pomógł trzem dziewczynom z sąsiedztwa. Były to czasy, kiedy kobiety nieposiadające posagu kończyły w staropanieństwie albo, gdy były biedne, na ulicy. Oto i rdzeń tej historii: mądra pomoc.

W legendzie, którą pan przywołał, ubogi ojciec wysłał trzy córki, by zarabiały na ulicy. I biskup z Mirry im pomógł?

Ta historia ma zresztą swój polski wymiar. W Polsce jeszcze przed wojną w kościołach stały skrzynie na posag dla ubogich panien. Nazywano je skrzyniami Świętego Mikołaja. Wprowadził je do polskich kościołów Piotr Skarga. Opowieść o Świętym Mikołaju jest opowieścią o człowieku, który dobrze wiedział, jak pomagać. To jest w tej historii inspirujące. Dość długo mieszkałem w Afryce Zachodniej i tam widziałem sporo przykładów głupiej pomocy.

Wyrzucanie przez okno trzy noce z rzędu po jednej złotej kuli jest przejawem dobrze ulokowanej pomocy?

Wiedział, z czym do kogo i po co trafia. Kule poszły na posag dla tych panien. Mikołaj uratował je przed prostytucją. To się nazywa wyobraźnia miłosierdzia. A nie bez znaczenia jest przecież i to, że sprawa dotyczy człowieka za płotem.

Jak to za płotem?

Te młode kobiety mieszkały obok domu Mikołaja. To ważna nauka. Czasem łatwiej dostrzec potrzeby wielorybów niż troski sąsiadów. Opowieść o świętym Mikołaju – biskupie z Mirry – jest opowieścią o człowieku, który widział swojego sąsiada i jego problemy.

Uważa pan, że sąsiedzi siebie nie widzą?

Moi sąsiedzi nas widzą. Gdy sprowadziliśmy się do Józefowa, następnego dnia rano znaleźliśmy kwiaty na parapecie.

To miłe. Ale może to była jakaś pana wielbicielka albo wielbiciel pana żony?

Raz pani pochlebia, raz straszy. Ale nie. To była sąsiadka, która potem przyszła do nas z ciastem.

Jeśli wierzymy, że biskup Mikołaj rzeczywiście istniał, to czy prawdą jest, że podczas soboru nicejskiego dał pięścią w zęby Ariuszowi? I kim był ten Ariusz?

To był, mówiąc w największym skrócie, heretyk. Żeby było jasne: to nie było piękne zachowanie ze strony biskupa. Nie jest pięknie bić heretyków. I proszę nie stawiać mnie w niezręcznej sytuacji, zwłaszcza że mój serdeczny przyjaciel, współredaktor „Teologii Politycznej”, jest protestantem. Oświadczam: nie zalecam bicia heretyków.

Czyli święty Mikołaj był krewki?

Krewkość jest częstą cechą ludzi działających z dużym rozmachem. A ja lubię ludzi działających z rozmachem. Mimo ich wad dobrze się z nimi czuję.

No, ale dawać w zęby to nieładnie.

Dla świętego Mikołaja, jak wynika z opowieści o nim, prawdy wiary to były rzeczy ważne. Człowiek nie unosi się w sprawach, które są dla niego obojętne. Tym, co wywołało gniew, była herezja. Nie jest to może idealny wzorzec dla młodzieży z Klubu Inteligencji Katolickiej. Nie powinniśmy podnosić ręki na myślących inaczej. To wszystko prawda. Ale w tej historii nie ma apoteozy przemocy, tylko informacja, że biskup z Mirry był człowiekiem, który bardzo osobiście przeżywał kwestię ortodoksji. To też mi się w nim podoba.

Może ze względu na tę gwałtowność – choć Święty Mikołaj ma wizerunek ciepłego i dobrotliwego, ma prawo rozdawać również rózgi?

Bała się pani rózg?

Bardzo.

A dostała je pani kiedyś?

Niestety, tak. Weszłam wtedy pod krzesło i zaczęłam płakać. To zresztą wywołało przerażenie w rodzinie, że ta nieszczęsna rózga przyniosła taki efekt.

Co pani zrobiła, że ją dostała?

Nie pamiętam, pewnie chodziło o całokształt. A pan dostał rózgę?

Nie, nigdy nie dostałem. Dzieckiem byłem dość grzecznym, gorzej było, gdy stałem się młodzieńcem.

Kiedy pan sobie uświadomił, że Święty Mikołaj nie istnieje fizycznie?

Moje pierwsze wątpliwości się pojawiły, gdy zauważyłem, że Święty Mikołaj nosi identyczne buty jak nasz sąsiad. Pewien czas tłumaczyłem to sobie ograniczoną ofertą butów w PRL – choć wiara została już nadszarpnięta. Dzieła dokonały moje siostry cioteczne, które przeprowadziły okrutną demaskację Świętego Mikołaja. Chociaż może ona nie była wcale okrutna.

Nie była okrutna?

Z tego, co pamiętam, dziecko, gdy dowiaduje się, iż Święty Mikołaj nie istnieje, nie czuje się oszukane. To raczej awans do świata dorosłych. Początek odpowiedzialności. Początek bycia Mikołajem. To jest odkrycie, że ci, którzy dawali, byli całkowicie bezinteresowni, że dawanie to nie jest jakaś wymiana handlowa, jakieś cargo. Mikołaj nie liczy na dziękuję. Ja pamiętam radość i dumę z wejścia w nową rolę.

Jest pan współtwórcą i prezesem fundacji. Ale zasłynął pan z tego, że na łamach różnych pism ostro skrytykował kult Świętego Mikołaja, jaki panuje w centrach handlowych.

A to nie wiem, dlaczego zasłynąłem, bo napisałem jeden tekst na ten temat w „Tygodniku Powszechnym” i jedną polemikę. Rzeczywiście była potem jakaś awantura, ale nadzwyczajnych działań w tej sprawie nie podejmowałem. Sława jest niezasłużona. Nie mam zresztą szczególnej niechęci do tych praktyk.

Ale Mikołaja, który pojawia się w centrach handlowych i w reklamach, nazwał pan obrzydliwym, wyrośniętym krasnalem, przebranym subiektem, który zagania klientów do kas. Stwierdził pan, że to żaden Święty Mikołaj, tylko Coca-Claus wymyślony przez specjalistów od reklamy Coca-Coli.

Z tego, co pamiętam, nie pisałem, że jest to obrzydliwy krasnal, tylko wyrośnięty krasnolud i pomocnik sprzedawcy. A to różnica. Nie mam pretensji do handlu, że wykorzystuje obyczaj dawania sobie upominków do zwiększania obrotów. Nie jestem Don Kichotem, który wyprawia się na supermarkety. Nie mam żalu do rynku, tylko nie podoba mi się, że godzimy się na redukowanie wszystkiego do rynku. Nie chciałbym, żeby cała rzeczywistość duchowa została sprowadzona do zakupów. Handel ma prawo do swoich ubranych w czapki z pomponem subiektów, ale nie przepadam za tym, że się ich nazywa Świętymi Mikołajami. Bo świętość to zawsze sprawa poważna.

Jaki jest ten kostium autorstwa Kiliana, w który pan się przebiera co roku?

Jest to bajkowa infuła i pastorał. Widać, że to strój biskupa. Czerwony ornat jest fantastycznie ozdobiony cekinami, a ja mam długą do kolan siwą brodę. Moi chłopcy są trochę przerażeni. Ale tylko trochę.

Doktor filozofii i menedżer. Publicysta. Ma 43 lata. Współtwórca i prezes Fundacji Świętego Mikołaja. Fundacja organizuje m.in. społeczne kampanie reklamowe, ostatnio akcję „Mama w domu”. W latach 90. był dyrektorem kreatywnym w agencjach reklamowych Market Link i Data Studio. Od ośmiu lat jest dyrektorem ds. marketingu w Towarzystwie Ubezpieczeniowym Allianz. Współzałożyciel i wydawca razem z Markiem Cichockim rocznika filozoficznego „Teologia Polityczna”. Za książkę „Koniec snu Konstantyna” otrzymał dwa lata temu Nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego, w tym roku – nagrodę Feniksa od Związku Polskich Kawalerów Maltańskich.

Wierzy pan w Świętego Mikołaja?

No jasne. Ale miałem ostatnio problem z wiarą mojego najstarszego synka, który spytał mnie, kto się przebiera za Świętego Mikołaja. A ma sześć lat.

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"