Po spojrzeniu mężczyźnie w twarz drugie spojrzenie kieruję na jego buty. Mówią o nim dużo‚ jeśli nie wszystko. O guście‚ stylu życia‚ upodobaniach‚ ambicjach‚ stosunku do kobiet. Wyrażają status finansowy‚ chociaż z tym byłabym ostrożna. Drogie‚ ręcznie szyte buty często nie wyglądają na swoją cenę‚ za to tanie robią wszystko‚ żeby się podszyć pod lepsze‚ niż są.
Moją nieufność wzbudzają buty modne. Szpiczaste‚ jak u mrówkojada‚ lub – gorzej – płaskie‚ z wydłużonym‚ spłaszczonym i ściętym nosem‚ przez który biegną dwie bruzdy. Brr! Zaatakowały Polskę jak wirus. To dalekie echo i osobliwa degeneracja mody rockowej z lat 90. Pseudomodne kajaki mogą popsuć najlepszy garnitur. Widać je, niestety, także na nogach osób publicznych.
Klasyczny but męski w zasadzie niewiele różni się od tego‚ co rzemieślnicy angielscy wymyślili na początku XX wieku. Zasada: solidny‚ skórzany‚ dobrze trzymający się podłoża‚ z zaokrąglonym czubkiem‚ brązowy lub czarny. Moda nie wtrąca się do klasyki – angielskie churche‚ francuskie westony i parabooty‚ włoskie campanile‚ amerykańskie peal & co‚ buty od Johna Lobba czy Jana Kielmana poddają się minimalnym zmianom sezonowym. Ich sylwetka jest na tyle doskonała‚ że nie trzeba jej zmieniać.
[srodtytul]Derby i oxfordy[/srodtytul]
Najważniejszych gatunków klasycznych butów jest zaledwie kilka. Podstawowy to derby‚ sznurowane półbuty. Gładkie, z błyszczącej skóry‚ na skórzanej podeszwie są najbardziej uniwersalnymi‚ najelegantszymi butami do garnituru. Upowszechnił je na mniej formalne okazje książę Windsoru. Jak podaje znawca męskiej elegancji Giorgio Mendicini‚ autor książki „L’eleganza maschile – guida pratica” (Przewodnik praktyczny męskiej elegancji, Mondadori 1997), buty angielskie charakteryzują się solidniejszą konstrukcją i sztywniejszą podeszwą‚ w odróżnieniu od włoskich – lżejszych i o bardziej elastycznej podeszwie.