Ale za to jakie ma gniazdo! Rzadki to w przyrodzie przypadek, że gniazdo zauważamy łatwiej niż jego budowniczego i zarazem właściciela. A remiza często zauważamy jednocześnie – jak się uwija przy gnieździe. Luksusowa sytuacja dla obserwatorów nadwodnej przyrody.
[srodtytul]Z rurką albo z dziurką[/srodtytul]
Kto wybierze się na spływ kajakiem niewielką rzeką albo zawędruje na skraj zarośniętego stawu czy zalewu, może ze zdumienia przetrzeć oczy. Oto na samym koniuszku zwisającej nad wodą gałązki wierzby płaczącej lub brzozy ktoś zawiesił dziwny jajowaty twór, wyglądający jak utkany z wojłoku. Często ma z boku owalny otwór, ale zamiast niego może mieć rurkę z otworem zrobioną z tego samego materiału i tworzącą z resztą zgrabną całość.
Komu ten obiekt nie wygląda na dzieło ptaka, rychło ma szansę się przekonać, jaka jest prawda. Oto słyszymy w pobliżu przeciągły gwizd i wśród gałązek poczyna się uwijać mały czarnobrewy ptaszek. Jeżeli worek ma jeszcze duży otwór albo dwa takie po obu stronach, to prawie na pewno ptak będzie miał dziób zapchany wierzbowym albo topolowym puchem. Kończy budowę tego osobliwego gniazda. Jeżeli w miejscu otworu wystaje rurka – to gniazdo już jest gotowe i możemy ptaka przy nim nie zobaczyć. Chyba że w środku są już pisklęta. Wtedy samica ptaszka o dość osobliwej nazwie remiz co rusz podlatuje i wchodzi przez rurkę, by karmić latorośl. Samiec buduje kunsztowną kolebkę, samica wysiaduje w niej maleńkie białe jajka, a potem karmi przychówek. Ojca już wtedy nie ma – zbyt dużo energii włożył w tkanie gniazda, jak się okazuje, nie jednego – by miało mu jej starczyć jeszcze na dbanie o rodzinę. Zostawia to swej, na ogół tylko chwilowej, partnerce.
Remizy nie są przy gniazdach zbyt lękliwe, można im się przypatrywać z odległości kilku kroków. Byle bez gwałtownych ruchów, prób zaglądania do gniazda.