[b]Rz: W czasie naszej debaty o cukrzycy specjaliści podkreślali, że badania wykazały wzrost ryzyka zachorowania na nowotwory, np. piersi, u pacjentów leczonych insulinami analogowymi długo działającymi. Jakie jest pana zdanie na temat tej terapii?[/b]
[b]Jacek Gugulski:[/b] Leczenie nowotworów jest trudne, a innowacyjne leki są drogie. Nie możemy dopuścić do tego, żeby jakakolwiek terapia dodatkowo zwiększała ryzyko zachorowania na raka. Jeśli istnienie takiego ryzyka jest podnoszone przez naukowców, to takich wątpliwości nie wolno bagatelizować. Znam specyfikę cukrzycy, bo sam choruję na nią od 20 lat. Wcale nie jest tak, że długo działające analalogi insuliny muszą być podawane wszystkim pacjentom, że są najlepsze. Dla nas, pacjentów, najważniejsze jest skuteczne, ale i bezpieczne leczenie. W dobie kryzysu spójrzmy także na kwestię finansową. Wiadomo, że NFZ ma problemy z pieniędzmi, w onkologii brakuje na wiele skutecznych terapii, które nie mają tańszych odpowiedników. Jak więc z etycznego i ekonomicznego punktu widzenia można w takiej sytuacji generować dodatkowych pacjentów, wiedząc, że można leczyć skutecznie oraz bez ryzyka i dla zdrowia, i dla kieszeni? Dlatego jako koalicja sprzeciwiamy się wprowadzeniu terapii budzących choćby cień wątpliwości co do ich bezpieczeństwa, ale też uczymy się liczyć. Także w onkologii nie zawsze trzeba stosować najdroższe metody leczenia. Kryzys uczy nas partnerskiej postawy. Ochronę patentową tracą do niedawna bardzo drogie leki. Teraz stają się znacznie tańsze. Jeśli więc można leczyć skutecznie, bezpiecznie, ale oszczędnie, to popieram ten sposób myślenia. Lekarz wie najlepiej, czym walczyć o nasze zdrowie. Nie dopominamy się terapii najdroższych. Jeśli możemy choremu pomóc nowoczesnym generykiem czy lekiem biopodobnym, to zaoszczędzone kwoty można przeznaczyć na leczenie tych, którym dziś odmawia się bardzo drogich leków innowacyjnych ratujących życie. Powinniśmy też stawiać na profilaktykę, a w tym przypadku profilaktyką chorób nowotworowych będzie rezygnacja z długo działających analogów insulin do czasu uzyskania 100 proc. pewności, że nie są kancerogenne.
[b]Czy pana zdaniem nasza wiedza na temat możliwości zminimalizowania chorób nowotworowych i cukrzycy jest wystarczająca? Jak powinno się edukować społeczeństwo w dziedzinie najważniejszych chorób?[/b]
Wiemy zdecydowanie za mało. Edukacja jest w obecnej chwili bodaj najważniejszym wyzwaniem w przypadku chorób cywilizacyjnych. Trzeba powtarzać w kółko jak mantrę, że choroba nowotworowa wykryta we wczesnym stadium pozwala na szybką reakcję, skuteczne i stosunkowo niedrogie leczenie. Później szanse maleją z każdym dniem. Powstał Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych, w jego ramach prowadzi się akcje edukacyjne, szkoleni są lekarze pierwszego kontaktu. W tym roku akurat zostanie przeszkolonych niewielu – tylko 300. Szkoda, bo w minionych latach liczono ich w tysiącach. I takie są realne potrzeby. Ważne są też badania przesiewowe i nasza świadomość ich wagi. Wiem, że są wysyłane zaproszenia na bezpłatne badania profilaktyczne. Ale społeczeństwo słabo reaguje na takie zaproszenia, kobiety nie zgłaszają się na mammografię czy cytologię. Pojawia się pytanie: czy przypadkiem nie wydajemy pieniędzy na darmo, skoro ludzie nie chcą z tego korzystać? Problem moim zdaniem jest inny: wiele kobiet bada się prywatnie, dlatego nie korzysta z zaproszeń. Do systemu nie trafia jednak informacja zwrotna, że badania wykonały. Ten problem powinien być rozwiązany, żeby było wiadomo, ile osób faktycznie nie wykonuje badań profilaktycznych.
Dlatego w profilaktyce i edukacji ogromną rolę odgrywają organizacje pacjentów. Informacje o dostępności badań profilaktycznych, na które powinniśmy chodzić, że z nowotworem można wygrać, a leczenie może być tańsze, powinny być powtarzane np. w mediach tak często jak reklamy. Dopiero wiedza powoduje, iż ludzie się badają, a bez tego nie pokonają raka.