Tunika to w obecnej modzie słowo wytrych. Może być długa lub krótka, luźna albo przy ciele, z siermiężnej tkaniny bądź seksownie przezroczystej jak mgła, drapowana z wielu metrów bieżących materii albo precyzyjnie krojona, o kształcie litery A.
Jedno łączy wszelkie tuniki: nie są odcinane w talii. Jeśli mają pasek, to pod biustem lub na biodrach.
[srodtytul]Starożytny pomysł[/srodtytul]
Mówiąc o tunice, nie da się pominąć jej wieku. To prawdziwy matuzalem mody. Stara jak chusta, szal, peleryna. Są od jednej matki. Wynalazł je antyk, odnowił empire (czyli początek XIX wieku, czasy cesarstwa Napoleona I), nieco wcześniej lansowała królowa Maria Antonina. Swej nadwornej malarce Elisabeth Vigée-Lebrun dała się sportretować w muślinowej zwiewnej koszuli. Wywołała skandal. Monarchini w tak intymnym stroju! Czy można się dziwić, że została ścięta?
Po rewolucji francuskiej odważnych elegantek było więcej. Tuniki imitujące klasykę stawały się wyzywające. Spod jasnych muślinów czy batystów prześwitywało nagie ciało.