Bali Safari Park: obiad z lwami i głaskanie białych tygrysów

Legendę o zamianie w słup soli zna chyba każdy. Ale tę, gdzie kochanka, nie wiedząca o istnieniu żony króla zamienia królewską parę w posągi? Nie? To kolejny z powodów, by odwiedzić Bali. A dokładniej Bali Sarafi & Marine Park, gdzie za barem siedzi... lew

Publikacja: 04.07.2011 16:30

Bali Safari Park: obiad z lwami i głaskanie białych tygrysów

Foto: rp.pl, Karolina Baca-Pogorzelska kbac Karolina Baca-Pogorzelska

Safari kojarzy się raczej z wyprawami do Afryki. Jednak w Azji, też można się na nie udać. Na przykład do Indonezji. Na Jawie, niedaleko Dżakarty, w miejscowości Puncak koło Bogor, po parku safari jeździ się własnym autem, do którego głowy wkładają m.in. zebry szukające sprzedawanych przy wjeździe marchewek. Słonie, a właściwie słoniątka oblewają z radością gości wodą. Antylopy potrafią położyć się na jezdni blokując przejazd, puma bacznie obserwuje nas z bezpiecznej odległości, małpy jak zawsze są namolne, a przy wjeździe na teren lwów zamykamy szyby w aucie. Po przejeździe przez park można pojeździć na słoniu czy wielbłądzie.

Jednak właściciel parku safari na Jawie postanowił też dostarczyć dodatkowej rozrywki turystom na jednej z najbardziej turystycznych z 17 tys. wysp Indonezji. Chodzi oczywiście o Bali. Ale wiadomo, na Bali wszystko musi być lepsze, większe, okazalsze i jeszcze bardziej atrakcyjne. W przypadku Bali Safari&Marine Park to się Indonezyjczykom niewątpliwie udało.

Król(LEW)ska restauracja

Tak, jak zwykle wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, to w balijskim parku safari prowadzą do głównej restauracji (choć tych na kilkunastu hektarach jest całkiem sporo). Jednak ta jedna jest naprawdę wyjątkowa. I nie dlatego, że spotykam się tam z moją przewodniczką Astrid. Również nie dlatego, że ściany są z czystego, przezroczystego szkła.

Gdy siadam przy stole, w odległości ok. 15 metrów ode mnie spaceruje majestatycznie dorosła lwica bacznie obserwowana przez samca alfa w jej stadzie. On jednak próbuje znieść padający akurat deszcz. Dzieli nas tylko szyba.

– Spokojnie, jest ognioodporna i kuloodporna, więc na pewno także lwoodporna – uspokaja mnie kelner widząc zdziwienie. Mój balijski przewodnik, Alex, przekonuje, że lwy najbardziej lubią podglądać ludzi w... toalecie. Nie wierzę mu, ale z okolic WC co chwilę dobiega jakiś pisk. Nie dziwne... Astrid twierdzi jednak, że wszystko jest w stu procentach bezpieczne.

Mnie najbardziej podoba się siedzący za szybą z rzędem butelek z alkoholami inny samiec lwa. Uważnie obserwuje barmana przy przygotowaniu każdego z drinków. A wizyta w restauracji dobrze robi przed wycieczką autobusem przez park. Jednak, jak się okazuje, tę wycieczkę w ogóle najlepiej odbyć na końcu zwiedzania parku...

Być jak Nel. Z Luną

Gdy Astrid dowiedziała się, że uwielbiam białe tygrysy, zmieniła nasz plan wycieczki. Powód? Okazało się, że w parku urodziło się białe tygrysiątko, jedno z nielicznych urodzonych właśnie w niewoli. Mała (sic!) Luna chętnie pozowała do zdjęć. Najchętniej zresztą śpiąc. Obok na to ośmiomiesięczne (w styczniu) maleństwo, ważące dobrych kilkadziesiąt kilogramów, czujnie – oczywiście przez szybę – zerkali rodzice.

Jak się okazało 2010 r. to prawdziwy baby boom dla Bali Safari Park. Urodziło się tam m.in. także wielbłądziątko i słoniątko. – Zawsze chciałam pojeździć na słoniu, na wielbłądzie próbowałam w Tunezji – przypomniało mi się. Okazało się, że i to nie jest problemem. Za chwilę przede mną stanęła YeYen i jej „kierowca". A mi nie pozostało nic innego jak wsiąść na grzbiet dwutonowej słonicy.

Warto dodać, że „tylko" dwutonowej. Na Bali bowiem zobaczyć można słonie pochodzące z Sumatry, bardzo różniące się od tych afrykańskich, znanych choćby z „W pustyni i w puszczy". Ważą mniej, mają mniejsze uszy, a także inną liczbę „palców". No i wyjątkowo chętnie pływają, a nawet nurkują. Wszystkiego o nich można dowiedzieć się podczas popołudniowego show w parku.

Po jedenaste – klątwa za zdradę

Że zdrada jest czynem, który ciężko wybaczyć przekonało się już wiele pokoleń. Ale w legendzie Agung Bali widać to dobitnie. Nie tylko pointa jest jednak ważna w spektaklu, który odbywa się w specjalnie przygotowanym teatrze.

Performance Bali Aguni inspirowany jest legendą z XII w. o królu Sri Jaya Pangus, który poślubił chińską księżniczkę Ching Wie. Żyli sielsko, anielsko, ale przez długi czas nie mogli mieć dzieci. Dlatego król postanowił opuścić żonę i udać się w daleką podróż, by „odnaleźć siebie" (czasem myślę, że Julia Robert właśnie po obejrzeniu tego spektaklu użyła tego stwierdzenia w „Jedz, módl się i kochaj", jej filmie kręconym notabene na Bali). Podczas sztormu król trafił na magiczną wyspę, do świata czarów, gdzie zobaczył piękną Dewi Danu, boginię wody, panią jeziora Batur. Został z nią w świecie fantazji. Królowa postanowiła go odnaleźć, a gdy trafiła do świata magii, dowiedziała się, że król i Dewi Danu pobrali się i mają dziecko. Jednak bogini czarów Dewi Danu zobaczyła, iż jej mąż i królowa mają na dłoniach identyczne symbole małżeńskie. Wściekła i zazdrosna wezwała smoki i duchy, a w ramach zemsty zamieniła królewską parę w kamienne posągi, które ponoć do dziś strzegą wyspy.

Tyle legendy. Piękna, tradycyjna muzyka grana na żywo, 150 aktorów (najmłodszy ma chyba półtora roku, najstarszy najpewniej około siedemdziesięciu lat), 40 lalek, ponad 30 zwierząt, w tym siedem słoni, a wszystko to na scenie o wymiarach 80 na 14 metrów. Na widowni zmieści się około tysiąca osób. Peter J. Wilson, australijski reżyser widowiska (współpracował m.in. z Kylie Minogue) zadbał o każdy detal. Dlatego otwarty w październiku 2010 r. teatr jednego spektaklu prosperuje świetnie.

Afryka w Azji

I wreszcie przejazd przez park. Inny niż na Jawie, gdzie użyć trzeba było własnego auta. Na Bali jedzie się busem z przewodnikiem. To plus, bo wszystkie mijane stworzonka są dokładnie opisane. Minus zaś, bo przy każdym zatrzymujemy się na kilkadziesiąt sekund. Martwi to szczególnie młodego orangutana, który nie zdołał pokazać nam wszystkich swych małpich sztuczek. Ale może to mój bus tak się spieszy – to bowiem ostatni kurs o godz. 17. A ja nawet nie wiem, kiedy minęło tych sześć godzin, które spędziłam w Taman Safari Indonesia...

 

Bali safari & Marine Park This browser does not support the iframe element.

 

Safari kojarzy się raczej z wyprawami do Afryki. Jednak w Azji, też można się na nie udać. Na przykład do Indonezji. Na Jawie, niedaleko Dżakarty, w miejscowości Puncak koło Bogor, po parku safari jeździ się własnym autem, do którego głowy wkładają m.in. zebry szukające sprzedawanych przy wjeździe marchewek. Słonie, a właściwie słoniątka oblewają z radością gości wodą. Antylopy potrafią położyć się na jezdni blokując przejazd, puma bacznie obserwuje nas z bezpiecznej odległości, małpy jak zawsze są namolne, a przy wjeździe na teren lwów zamykamy szyby w aucie. Po przejeździe przez park można pojeździć na słoniu czy wielbłądzie.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali