Gilchristowi przypadła w udziale partia Ewangelisty – rola główna, ale mało popisowa. W XVIII–wiecznych pasjach Bacha, ale też innych kompozytorów, pełnił on funkcję narratora. Opowiadał zdarzenia z ostatnich dni życia Chrystusa, ale były to jedynie długie recytatywy, efektowne arie wykonywali zaś inni śpiewacy.
Tylko nieliczni artyści – jak właśnie James Gilchrist – potrafią w owych monologach pozbawionych wokalnych ozdobników pokazać wokalny kunszt, a jednocześnie zachować powściągliwość zgodną z religijną wymową dzieła. Gilchrist wykreował dramatyczną opowieść, jego głos przybierał zupełnie inną barwę, gdy opowiadał o biczowaniu Chrystusa lub o rozpaczy Matki Boskiej. Każda zaś sekwencja była zaśpiewana pięknie i niezwykle szlachetnie.
To wykonanie „Pasji" stało się rodzajem teatralnego misterium, nie tylko za sprawą Jamesa Gilchrista, ale i obdarzonego głębokim basem Yorcka Felixa Speera, któremu powierzono partię Chrystusa. Piłatem był zaś Dietrich Henschel, a muzyczne tło dla zdarzeń zapewnił Nederlands Kamerkoor. Partie chóralne w dziele Bacha cechuje wyjątkowa surowość, ale stosunkowo niewielki zespół holenderski potrafił dać tej muzyce wyjątkowo wiele odcieni.
Wtorkowy koncert był też kolejnym przykładem na to, że mniej znani artyści okazują się niekiedy ciekawsi od renomowanych gwiazd. Jamesa Gilchrista do tej pory niewiele osób w Polsce znało, na występ Andreasa Scholla czekano z niecierpliwością, bo to jeden z najlepszych kontratenorów świata.