Polska moda, czyli feszyn

Coraz trudniej coś nowego wymyślić. Marynarka musi mieć dwa rękawy, spodnie – dwie nogawki. Ale nasi kreatorzy zbyt rzadko myślą o tym, by ich ubrania trafiły na ulice

Publikacja: 21.07.2012 18:13

Warsaw Fashion Week 2012

Warsaw Fashion Week 2012

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Tekst z tygodnika "Uważam Rze"

Wolałabym pisać o Tygodniu Mody w Łodzi, a nie o Fashion Week Philosophy. Ale od pewnego czasu przyjęło się, że polska moda posługuje się głównie językiem angielskim. Street Warsaw, Warsaw Fashion Week, Warsaw Creative Talents... A na nich mnóstwo eventów, parties, after parties. „Fashion", „Exclusiv" – to tytuły pism o modzie. Widocznie język polski jest zbyt ubogi, żeby stanąć na wysokości czegoś tak światowego, tak „exclusivnego" jak moda.

Jak zwał, tak zwał. I tak napawa optymizmem, że Łódź stworzyła miejsce, gdzie raz do roku może spotkać się cała polska moda. W tym roku tę najważniejszą w branży imprezę odwiedziło 6 tys. osób – projektanci, dziennikarze, handlowcy, przedsiębiorcy, studenci projektowania. Starożytna stolica polskich tekstyliów pięć lat temu nabyła do Fashion Week prawa pierwokupu i już własność zasiedziała. Warszawa straciła swoją szansę, chociaż za granicą to stolice, a nie mniejsze miasta, są gospodarzami takich imprez. U nas jest zawsze inaczej.

Ludzie z pierwszego rzędu

Na usprawiedliwienie językowej „anglomanii" trzeba powiedzieć, że nasz FW rzeczywiście nabiera charakteru międzynarodowego. W tym roku przyjechało ponad 40 dziennikarzy, projektantów i blogerów z zagranicy. Były telewizje, British Council, Polski Instytut w Wiedniu, przedstawiciele targów i handlowcy. Szkolenia, warsztaty, pokazy 40 filmów o modzie.

Ale w końcu o co chodzi w tym wszystkim? Chyba nie tylko o kilka dni imprez i „glamouru". Raczej o to, żeby ubrania z wybiegów trafiły do sklepów, a w następnej kolejności do naszych szaf. Takie jest zadanie pokazów mody na całym świecie. Pełnią one dwie funkcje – robią reklamę wokół wydarzenia oraz pokazują konkretne ubrania, które po pewnych adaptacjach trafią do sprzedaży. W Paryżu, Mediolanie czy Londynie pierwszy rząd na widowni to nie tylko miejsca, z których najlepiej widać modelki. Siedzą w nim decydenci branży. Grupa trzymająca modę to redaktorzy wielkich magazynów, gwiazdy (tu na szczęście nie było ich za dużo) oraz – nawet ważniejsi od nich – „buyers", co po polsku tłumaczy się mało zręcznie jako „specjalista od zakupów". Od decyzji jednych i drugich zależą losy projektantów. Przyglądają się uważnie kolekcjom, robią zdjęcia, zapisują w notesach i oceniają. Czy ciuchy są dobrze uszyte, czy mają wartość użytkową, czy jest w nich coś nowego, interesującego? Czy spodobają się klientom?

Od tej oceny zależy, czy zostaną pokazane w pismach i zamówione przez rynek. W rękach, a raczej na krzesłach pierwszego rzędu waży się zatem los projektantów. Najważniejsi światowi krytycy, jak Anna Wintour, redaktor naczelna amerykańskiego „Vogue'a", czy Suzy Menkes z „International Herald Tribune", mogą zapoczątkować lub utrącić karierę projektanta. Tak działa system w wielkich stolicach światowej mody na Zachodzie.

A w Łodzi? Jeśli chodzi o ważnych lub za ważnych się uważających redaktorów, wystarczyłoby ich do wypełnienia kilku rzędów. Oni zadecydują, czy modele z pokazów zostaną opublikowane w magazynach – to pierwszy krok do sukcesu, choćby w skali lokalnej. Public relations i reklama potrzebne są każdemu producentowi, ale szczególnie w modzie są powietrzem, bez którego branża się dusi.

– Czy do Łodzi przyjechali fachowcy od zakupów, którzy wyprowadzą polską modę na rynki zagraniczne? – pytam Małgorzatę Kralkowską z biura organizatorów.

– Aspekt komercyjny jest polskiej modzie bardzo potrzebny – mówi Kralkowska. – Ale liczący się kupcy jeszcze do nas nie przyjeżdżają. Są raczej przedstawiciele showroomów, którzy zamawiają, i to też nie od razu, całą kolekcję, tylko poszczególne rzeczy. I dopiero tam, w zagranicznych showroomach właśnie jest szansa, że liczący się sklep lub dom towarowy rzecz zauważy i zamówi.

Ubrania tylko na wybieg

W ciągu kilku dni trwania imprezy odbyło się 36 pokazów, w tym trzy zagraniczne. W tym gronie są debiutanci i nazwiska dobrze znane, jak Viola Śpiechowicz, Natalia Jaroszewska, firma projektowa MMC.

Ubrania polskich projektantów nie są ani tak tanie, ani tak oryginalne, jak można by przypuszczać

Są i tacy, którzy nie widzą potrzeby wystąpienia w Łodzi, bo swoją pozycję na polskim rynku uważają za ugruntowaną. Nie widzieliśmy Macieja Zienia, Dawida Wolińskiego, Gosi Baczyńskiej, Paprockiego i Brzozowskiego, Joanny Klimas. Mają własne ku temu powody, ale swoją drogą to dziwne, że się nie pokazują tam, gdzie powinni być. Pozycja Chanel czy Diora w Paryżu też jest ugruntowana, a jednak co najmniej dwa razy do roku te domy mody prezentują kolekcje na tygodniu pret-a-porter. Podobnie w Mediolanie, Nowym Jorku czy Londynie – trudno sobie wyobrazić, żeby zabrakło tam jakiegoś ważnego projektanta. Po prostu tydzień mody to impreza, na której nie można się nie pokazać. Ale i tu, jak widać, Polacy mają inne zwyczaje.

950 sylwetek trudno omówić w kilku zdaniach. Generalnie nasi projektanci są otrzaskani ze światowymi trendami. Czasami aż za dobrze – w polskich firmach kopiowanie cudzych wzorów niestety wciąż jest procederem powszechnie uprawianym i uważanym za całkowicie bezkarny. Tuż przed imprezą w Łodzi wyszło na jaw, że polska firma House (część LPP) skopiowała rysunek na T-shirtach od Gemmy Correll, brytyjskiej ilustratorki, której dowcipne rysunki z charakterystyczną dziecinną kreską ukazywały się m.in. w „New York Timesie" czy „Guardianie". Na swoim blogu opisał to Piotr Miączyński, dziennikarz „Gazety Wyborczej". Pisze, że Correll zwróciła się do House'u, aby wycofał koszulki ze sprzedaży, ale potraktowano ją niegrzecznie. Wcześniej firma Reserved inspirowała się rysunkami znanej francuskiej blogerki i rysowniczki Garance Dore. Czy dojdzie do sprawy sądowej? Dobrze byłoby, żeby polskie firmy nauczyły się szacunku dla cudzej pracy, o prawach autorskich nie wspominając.

To tylko przykład znanej, dużej sieci. Oglądając setki ubrań w Łodzi, także ma się często wrażenie déja vu. Może nie są to kopie, ale bliskie wariacje na temat znanych kreatorów. To prawda, że w modzie coraz trudniej coś nowego wymyślić. Ciało ludzkie się nie zmienia, marynarka musi mieć dwa rękawy, spodnie – dwie nogawki. Ale nasi kreatorzy dążą przede wszystkim do efektu. Żeby ubranie ładnie wyglądało na wybiegu, na modelce, reszta liczy się mniej. A przecież trzeba w nim chodzić, siadać, trzeba je prać. Wartości użytkowe nasi kreatorzy mają w pogardzie. Bo przecież dobrej tkaniny, starannego wykończenia i dobrego kroju na wybiegu nie widać. Problem tylko w tym, że to strategia na krótką metę. Ktoś, kto kupując tandetne, ale efektowne ubranie, się zawiedzie, nigdy do marki nie wróci.

– Polska moda wciąż nie ma związku z rzeczywistością – mówi Hanna Gajos, redaktor naczelna pisma „Rynek Mody", znawczyni naszych realiów. – Projektantom brakuje warsztatu i kapitału. Ciągle są na etapie przeszywania jednego egzemplarza, bo żeby zrobić produkcję na większą skalę, trzeba opłacić konstruktora, kupić tkaniny, wynająć szwalnię. A do tego wszystkiego potrzeba inwestora.

Mnie podobała się ładna i świeża kolekcja wzorzystych dzianin Łucji Wojtali. Fantazyjne i funkcjonalne zarazem, zrobione z myślą o użytkowniku ubrania Anny Pitchouguiny także cieszyły się w Łodzi dużym uznaniem. Minimalistyczne, miękkie, sportowe ubrania Wioli Wołczyńskiej niosą świeży oddech. Projektanci Rafał Michalak i Ilona Majer z grupy MMC pokazali świetną czarno-szaro-srebrną, bardzo nowoczesną kolekcję, która zebrała duże brawa. Ten zdolny duet projektancki nie pracuje jednak na własny rachunek, tylko przyjmuje zlecenia od dużych znanych firm. To jeden z przykładów, że nawet zdolnym ludziom nie jest łatwo, gdy nie mają sporego kapitału na własny biznes.

Ale kiedy na podium wchodzą firmy zagraniczne – Grome Design czy Annette Gortz, obie działające w Niemczech – od razu ma się wrażenie roboty bardziej profesjonalnej. Lekka, jasna, optymistyczna i dobrze uszyta kolekcja Grome, za którą stoi Natalia Grott Mess, Polka mieszkająca w Berlinie – widać, że dopracowana jest zgodnie z wymaganiami konkurencyjnego rynku niemieckiego. Podobnie Annette Gortz, działająca od lat 80., której ubrania dostępne są także na rynku polskim. Są one proste, użytkowe, ale z pomysłem, dobrze wykonane.

– Jej mała firma rozwijała się od końca lat 80., krok po kroku, coraz bardziej profesjonalnie. Ale polscy projektanci chcą mieć sukces od razu – mówi Gajos.

Kto nosi ubrania od polskich projektantów? To pytanie zadaję sobie, ilekroć obejrzę pokaz mody z oklaskami, fajerwerkami i bukietami kwiatów dla autora. Rozglądam się wokół i widzę ludzi w ubraniach z sieciówek.

Suknie Macieja Zienia czy Dawida Wolińskiego to niszowa produkcja dla gwiazd, którą normalny człowiek może pooglądać na celebryckich portalach i pozazdrościć, bo kosztują po parę tysięcy. Gdy wchodzi się do sklepów internetowych z polskimi projektantami, można się przekonać, że ich ubrania nie są ani tak tanie, ani tak oryginalne, jak można by przypuszczać. Ale wielkich sukcesów międzynarodowych na razie nie widać.

Nie zniechęcajmy się jednak. Trzeba działać krok po kroku, wychować nowe pokolenie. Może ono będzie nas ubierać?

Maj 2012

Tekst z tygodnika "Uważam Rze"

Wolałabym pisać o Tygodniu Mody w Łodzi, a nie o Fashion Week Philosophy. Ale od pewnego czasu przyjęło się, że polska moda posługuje się głównie językiem angielskim. Street Warsaw, Warsaw Fashion Week, Warsaw Creative Talents... A na nich mnóstwo eventów, parties, after parties. „Fashion", „Exclusiv" – to tytuły pism o modzie. Widocznie język polski jest zbyt ubogi, żeby stanąć na wysokości czegoś tak światowego, tak „exclusivnego" jak moda.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"