Pomagamy już od ponad 12 lat

Rocznie realizują prawie 200 tys. refundacji za usługi lecznicze, rehabilitację, zakup sprzętu medycznego i drogich lekarstw - rozmowa ze Stanisławem Kowalskim, prezesem Fundacji "Zdążyć z Pomocą"

Publikacja: 13.04.2010 09:58

Stanisław Kowalski, prezes Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”

Stanisław Kowalski, prezes Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”

Foto: Życie Warszawy

Red

[b]62 miliony złotych. Tyle pieniędzy w ubiegłym roku wpłynęło na konto Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” z jednego procenta podatku. To absolutny rekord. Żadna inna organizacja pożytku publicznego nie zdobyła takiej sumy. Wam się udało. Dlaczego?[/b]

[b]Stanisław Kowalski:[/b] Na zaufanie pracujemy już od ponad dziesięciu lat. Przez ten czas wypracowaliśmy bardzo dobry system pomocy. 95 proc. pieniędzy z jednego procenta choć jest na naszym koncie, nie należy do nas, ale do dzieci – podopiecznych fundacji. Każde z nich ma bowiem własne subkonto, na którym gromadzi środki potrzebne na leczenie. Ludzie wiedzą, że oddając nam pieniądze, tak naprawdę oddają je konkretnemu dziecku.

[b]Jak wyglądały pierwsze lata działalności fundacji? Dlaczego powstała?[/b]

Na początku nie myślałem o zakładaniu fundacji. Byłem akurat w trudnym okresie swojego życia, moja żona zginęła w wypadku samochodowym. A ponieważ wówczas miałem pieniądze, które mogłem przeznaczyć na działalność charytatywną, uznałem, że można to wykorzystać. I tak się zaczęło.

[b]W jaki sposób wyszukiwał pan dzieci, którym trzeba pomóc? [/b]

Zamieściłem ogłoszenie w gazecie. Napisałem w nim, że będę wspierał dzieci poszkodowane w wypadkach samochodowych. Na mój apel odpowiedziały tylko dwie osoby. A ponieważ początkowe założenia były takie, że nie będę pomagał pojedynczym osobom, ale organizacjom, musiałem sam je wyszukać. Zdecydowałem, że będzie to warszawski dom dziecka przy ul. Jaktorowskiej, ośrodek dla dzieci niewidomych w Laskach oraz ośrodek dla dzieci z porażeniem mózgowym w Aninie. Kolejne organizacje zaczęły zgłaszać się same. Było też coraz więcej próśb ze strony prywatnych osób. Okazało się, że środki, którymi dysponuję, nie wystarczają, żebym mógł pomóc im wszystkim. Dlatego uznałem, że moja działalność charytatywna powinna mieć bardziej sformalizowany charakter. Założyłem więc fundację.

[b]Jak udało się panu przekonać do współpracy prof. Zbigniewa Religę?[/b]

Poznałem go pod koniec lat 90. Podczas przypadkowego spotkania opowiedziałem mu o fundacji, on natomiast uświadomił mi, jak wielu dzieciom trzeba jeszcze pomóc. Postanowiliśmy wspólnie stworzyć ogólnopolski program „Zdążyć z pomocą”, którego patronem został właśnie prof. Religa. Początkowe założenie było takie: obejmiemy opieką setkę chorych dzieci, później ten zakres rozszerzyliśmy do tysiąca.

[b]A dziś ilu podopiecznych ma fundacja?[/b]

Każdego roku zgłasza się do nas ok. dwóch tysięcy nowych dzieci. Telefon dzwoni przez cały czas. Już nie wyznaczamy limitów. Nikogo nie odsyłamy z kwitkiem. W tej chwili wspieramy ponad 11 tys. osób z całej Polski.

[b]Kim one są?[/b]

Trafiają do nas dzieci z przeróżnymi chorobami, choć dominują te z porażeniem mózgowym. Ich wiek też jest różny. Pod naszą opieką znajduje się bardzo wiele niemowlaków. Przed przyjęciem dziecka wymagamy od rodzica przedstawienia jego historii choroby i zaświadczenia lekarskiego. Dopiero wówczas podpisujemy umowę i zakładamy subkonto, zobowiązując się, że nie będziemy brali pieniędzy za jego prowadzenie.

[b]Czy pieniądze z jednego procenta wystarczają, by opłacić leczenie wszystkich dzieci?[/b]

Oczywiście, że nie wystarczają. W wielu wypadkach potrzebne są naprawdę ogromne kwoty. Pamiętam, jak kilka lat temu zgłosiła się do mnie rodzina z czteroletnim synkiem. U chłopca lekarze wykryli nowotwór oka. Przeprowadzenia operacji nie chciał się podjąć żaden szpital w kraju. Dopiero w Niemczech znaleźli się lekarze, którzy zdecydowali się na operację. Kosztowała 600 tys. dolarów. Na szczęście pieniądze udało się zebrać.

[b]W jaki sposób zdobywacie takie kwoty?[/b]

Żadna fundacja w Polsce nie byłaby w stanie samodzielnie uzbierać tylu środków, by przekazać je 11 tys. chorych i potrzebujących dzieci. Dlatego zaangażowaliśmy rodziców. To oni tak naprawdę zdobywają pieniądze dla swoich dzieci. Organizują koncerty charytatywne, występują do sponsorów. Tak też było w przypadku tego czteroletniego chłopca. Ale czasami zdarza się cud, tak jak w przypadku znanych chyba w całej Polsce sióstr syjamskich z Janikowa. Na ich operację udało się uzbierać jedynie 30 tys. zł. Potrzeba było kilkuset tysięcy dolarów. Pomógł saudyjski następca tronu – książę Abdullah, który o tym, że dziewczynki potrzebują bardzo kosztownej operacji, dowiedział się przez Internet. Los uśmiechnął się też do dziewczynki, która miała zagrażającą życiu wadę serca. Na operację potrzeba było 550 tys. dolarów. Jej mama chciała zorganizować koncert charytatywny na Bemowie.  Podpowiedzieliśmy jej, żeby w międzyczasie zwróciła się do Ministerstwa Zdrowia o dofinansowanie operacji (wówczas resortem kierował prof. Religa – przyp. red.). Resort odpowiedział, że dofinansować operacji nie może, ale chętnie zapłaci za całość. Udało się. Dziś dziewczynka jest zdrowa. Dobrze się rozwija. Spotykamy się czasami w naszym Ośrodku Rehabilitacji AMICUS.

[b]Skoro pieniądze pozyskiwać muszą sami rodzice, po co im pomoc fundacji?[/b]

Żeby zorganizować zbiórkę pieniędzy, potrzebna jest zgoda MSWiA. A o nią nie może występować prywatna osoba, ale np. fundacja. Pomagamy więc rodzicom w załatwianiu formalności, w pisaniu wniosków, przygotowywaniu dokumentów. Występujemy też do sponsorów w ich imieniu. Darczyńcy nie muszą się martwić, czy pieniądze

rzeczywiście trafią do potrzebującego dziecka. Trafią. Fundusze, które są przelewane na subkonta, należą do dzieci, jednak rodzice nie dostają ich do ręki, nie mogą wydać na dowolny cel. Jeśli więc opłacili ze zgromadzonych środków rehabilitację, muszą dostarczyć nam rachunek. Formalnej opłaty dokonujemy my.

[b]A czy fundacja ma własne środki?[/b]

Ma. Choć większość osób, przekazując jeden procent, robi to ze wskazaniem na konkretne dziecko, niektórzy pieniądze przekazują nam. Ale nie są to takie kwoty, byśmy mogli spokojnie funkcjonować. Stałym i istotnym źródłem dochodu jest

utworzone przez fundację wydawnictwo. Opublikowaliśmy już kilkanaście pięknie ilustrowanych książek dla dzieci. Naszą dumą jest też seria ksiąg „Twórcy Wizerunku Polski”, w której znani Polacy dzielą się swoimi przemyśleniami i dewizami życiowymi. Pomagają nam też darczyńcy.

[b]Jak wykorzystujecie te dodatkowe pieniądze?[/b]

Udało nam się wybudować wspaniały Ośrodek Rehabilitacji AMICUS przy ul. Słowackiego 12. Inwestycja kosztowała ok. 6 mln zł.

Rehabilitacja naszych podopiecznych przeprowadzana jest całkowicie za darmo. Do ich dyspozycji jest w sumie 11 gabinetów. 

Ponieważ rehabilitacja odbywa się w formie turnusów, a wiele rodzin jest spoza

Warszawy, zapewniamy im pobyt w stolicy. Dziecku i jego opiekunowi bezpłatne zakwaterowanie i wyżywienie oferuje hotel Ibis.

W wielu przypadkach są to rodziny bardzo ubogie. Dlatego organizujemy im też czas wolny. Pokazujemy im stolicę, zawozimy do kina, teatru czy do zoo.

Dzięki pieniądzom udało się też usprawnić współpracę z rodzicami. Założyliśmy infolinię, poprzez którą mogą dowiadywać się, ile pieniędzy jest na subkoncie dziecka, czy i kiedy opłacane były faktury, kto przekazał nowe środki.

Z pieniędzy opłacani są też pracownicy fundacji. Przy obsłudze subkont, rozliczaniu pieniędzy, opłacaniu rachunków za leczenie pracuje 17 osób.

[b]Jakie są największe potrzeby fundacji?[/b]

Chcemy wybudować pensjonat, w którym będą zatrzymywać się dzieci z rodzicami. Obecnie, dzięki uprzejmości hotelu Ibis, dysponujemy trzema, czterema pokojami hotelowymi. Jak wybudujemy pensjonat, jednorazowo będziemy mogli przyjąć ok. 20 osób. Musimy uzbierać ok. 2 mln zł. Jeśli wszystko się uda, na turnusy rehabilitacyjne będzie mogło przyjeżdżać do nas rocznie o 570 dzieci więcej niż do tej pory.

[b]Do ilu podopiecznych nie udaje się wam zdążyć z pomocą?[/b]

Niestety, rocznie umiera średnio trójka naszych dzieci. Często nie z braku pieniędzy na ich leczenie. Pamiętam chłopca z dystrofią mięśniową. Rodzice, by opłacić jego leczenie, sprzedali mieszkanie, samochód. To jednak nie uratowało jego życia. Chłopiec zmarł w wieku 14 lat. Rodzice nie mieli jednak do nikogo pretensji. W liście do nas napisali, że dziękują Bogu za te 14 lat. Były dla nich niezwykłe, bo mogli spędzić je razem z synem.

[ramka][srodtytul]Dzięki 1 proc. podatku:[/srodtytul]

- Liczba podopiecznych fundacji zwiększyła się od 2004 roku z 2364 do blisko 11 tys. w 2010 roku.

- Fundacji udało się zrefundować w ubiegłym roku ponad 200 tys. faktur i rachunków za wykonanie kosztownych operacji, prowadzenie długotrwałego leczenia i rehabilitacji, zakup drogiego sprzętu i lekarstw.

- Fundacja może zapewnić swoim podopiecznym rocznie 20 tys. godzin bezpłatnej rehabilitacji i opieki medycznej, co pozwala zaoszczędzić rodzicom prawie 1 mln zł, które musieliby wpłacić ośrodkom komercyjnym.

- Fundacja rozpoczęła budowę pensjonatu, z którego rocznie będzie korzystało bezpłatnie około 570 przyjeżdżających wraz z rodzicami z najdalszych zakątków kraju na turnusy rehabilitacyjne do Ośrodka Rehabilitacji AMICUS.

– W rocznym rozliczeniu PIT (28, 36, 36L, 37, 38, 39) warto przekazać 1 proc. podatku na rzecz Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”– KRS 0000037904[/ramka]

Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę