– Personel sprzątający każdego poranka dwie godziny czyści po nich pawilon. Nie chciałby pan wejść wtedy do toalety, niczego nie można tam dotknąć. To, co ludzie tam zostawiają… – zawiesza głos Okoński.
W basenie u hipopotamów ląduje zaś to, z czym zwiedzający przychodzą do zoo: ciastka, kanapki, czapki, patyki, monety. A wszystko, czego nie podadzą opiekunowie zwierząt, stanowi dla ich podopiecznych śmiertelne zagrożenie.
– Drzwi wejściowe nam nawet wyrwali z zawiasów. I kradną wszystko, co nie jest na stałe przytwierdzone do ściany.
A najwięcej szczotek z WC. Czy są jakieś specjalne? Nie, to zwykłe tzw. jeżyki. Nie wiem, do czego taka ilość jeżyków może się komuś przydać – dziwi się Okoński.
Pracownicy ogrodu mogą długo jeszcze wyliczać, co ginie: rolki papieru toaletowego, kostki zapachowe do ubikacji, suszarki do rąk, lustro wyjęto ze ściany. Z budowy słoniarni zginęła nawet gruszka od betoniarki, złodzieje przerzucili ją przez płot.
– A kamera przy pawilonie z gorylami nagrała, jak jeden gość odkręcił i ukradł pojemnik z karmą dla ryb – mówi Olga Zbonikowska, szefowa fundacji Panda, zajmującej się adopcją zwierząt z zoo. – W głowie się nie mieści to, co wyprawiają zwiedzający. Raz rodzina z dziećmi przeszła przez barierkę oddzielającą od żyraf i chciała je karmić. Mówiłam im, że to są groźne zwierzęta, kopnięciem mogą zabić człowieka. I nic. Musiała ich zabrać ochrona – wspomina.