Tanie jedzenie na wsi

Wybieramy produkty lokalne i świeże. Skreślamy jedzenie przemysłowe i luksusy. Ile kosztuje życie na wsi przez miesiąc w czasie plonów?

Publikacja: 28.08.2010 00:43

Tanie jedzenie na wsi

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki Roman Bosiacki

– Przez miesiąc na jedzenie wydałam 500 zł - powiedziała mi rok temu Iwona, moja sąsiadka na Mazurach. Iwona i Zbyszek Karaszewscy, małżeństwo grafików z Warszawy, pracują jako freelancerzy, więc dzięki Internetowi spędzają w swoim domu na wsi połowę roku, od kwietnia do października.

Komunikat sąsiadki nie dawał mi spokoju. Więc można tak tanio? – Ale weź poprawkę na sierpień i wrzesień, kiedy świeże jarzyny są najtańsze – dodała Iwona. Od października ceny rosną.

W tym roku w sierpniu postanowiliśmy przeprowadzić ekologiczno-ekonomiczny eksperyment wspólnie z sąsiadami. Ile trzeba wydać, mieszkając na wsi, żeby smacznie, zdrowo i jak najtaniej wyżywić małą rodzinę, dwie, trzy osoby? Koniec lata to wysyp jarzyn, owoców, grzybów.

[srodtytul]Postanowienia[/srodtytul]

Przez miesiąc będziemy kupować jedzenie głównie na targu, przede wszystkim świeże jarzyny, owoce i nabiał. Żadnych awokado, kiwi, borówek amerykańskich. Nawet arbuzy i banany sobie darujemy.

Iwona ma zioła w ogródku (mnie się nigdy nie udało), to będą przyprawy.

Mięso raz w tygodniu, ryby z okolicznych jezior, co nie jest łatwe, ale nie niemożliwe. Wędliny ograniczymy do minimum albo zrezygnujemy z nich w ogóle. Grzyby i jagody możemy zbierać sami albo kupić od lokalnych grzybiarzy.

Do tego kasze, ryż, ten, niestety, z ziemi obcej, makaron, nabiał oraz jak najmniej produktów z supermarketu. Mimo wszystko jogurtu, mąki, herbaty czy cukru nie będziemy wytwarzać same. Za to zero słodyczy. Nasza dieta, zgodna z wszystkimi piramidami żywienia i zaleceniami dietetyków, ma być urozmaicona i smaczna.

Czy okaże się również tania? Żywność na prowincji jest tańsza niż w wielkich miastach. Na dietę odchudzającą liczymy zatem tylko my, nie nasze portfele.

[srodtytul]Luksusy z pól i lasów[/srodtytul]

Doświadczenie zaczynamy w czwartek na targu w Lidzbarku Welskim. Kupujemy hurtową ilość warzyw, które mają starczyć na cały tydzień. Pięć kilo gruntowych pomidorów (dwa na zupę), cztery kilo kartofli, włoszczyznę, cztery kilo ogórków (dwa na kiszenie), fasolkę szparagową, buraki – kg, kapustę, paprykę.

– W tym roku papryka dojdzie do 20 zł, bo pomidor jest drogi – straszy sprzedawca. Na razie płacimy za kilogram 5 zł). Jeszcze czosnek, marchewka, cebula. Natka pietruszki i koperek z ogrodu. Mendel, czyli 15, wiejskich jaj kosztuje 5 zł. Do naszego warzywnego koszyka dorzucamy jeszcze wiejską kurę za 25 złotych, słoik miodu za 10 zł, no i kusimy się na pół kilo wyjątkowo apetycznej kiełbasy żywieckiej (23 złote kg).

Z owoców mamy jabłka, śliwki. Rezygnujemy z droższych borówek amerykańskich i malin, po 5 złotych, choć i tak są tańsze niż w Warszawie.

Pokusą są świeże serki kozie u młodego sprzedawcy z gospodarstwa ekologicznego – naturalny oraz z pieprzem i tymiankiem. Cena 13 zł. Na tutejsze warunki to drogo, bo serki są małe, ale za to pyszne. Można stwierdzić, próbując na miejscu. Miejscowi przystają z zaciekawieniem, ale rzut oka na cenę i odchodzą. My fundujemy sobie ten luksus – zjemy go w sałatce z buraczkami i świeżym szczawiem, z łąki. Wydałyśmy około 150 złotych.

Do tego musimy dorzucić grzyby, ryby oraz biały ser, masło i śmietanę, które postaramy się kupić w gospodarstwie. Wydamy na to więcej niż 50 zł tygodniowo. Ale do tego dojdą artykuły, które kupimy w dyskoncie – herbata, cukier, cytryny, kawa, oliwa, makaron – za nie więcej niż 50 zł. I tak na wszystko wyjdzie ok. 250 złotych tygodniowo. Taniej się nie da.

[srodtytul]Układamy jadłospis[/srodtytul]

Rosół z kury posłuży nam raz jako podstawa do zupy pomidorowej, drugi raz użyjemy go do szczawiowej. Mięso z rosołu zjemy w potrawce. Będzie raz zupa jagodowa, raz pierogi z jagodami. Jeden z kozich serków wkroimy do sałatki, drugi będzie ozdobą naszej potrawy luksusowej – kabaczków z ogrodu Iwony faszerowanych kozim serem i przyprawionych czosnkiem i bazylią. Makaron podamy z sosem ze świeżych kurek i prawdziwków z koperkiem i tymiankiem z ogrodu – starczy na dwa obiady.

Liczymy na ryby – szczupaka, lina, leszcza lub karasia z tutejszych jezior. Nie będzie to proste, w sklepie rybnym króluje mrożona panga. Na razie na kolację fundujemy sobie wędzonego pstrąga. Jeszcze ciepły, z małej wędzarni, płacimy 11 zł. Na śniadanie omlety, jajecznica lub jajka na miękko od kur dziobiących na podwórku.

Nasze menu zapowiada się całkiem luksusowo, chociaż nie przewiduje bordeaux ani chardonnay. Alkohol w ogóle w nim nie występuje, tniemy koszty.

Za dwa tygodnie planujemy znowu zakupy na targu. W menu knedle ze śliwkami, naleśniki, chłodnik lub gazpacho: zupa z pomidorów, ogórków, papryki i cebuli. Grzyby będą stałym daniem, tym bardziej, że zapowiadają się deszcze. Mój mąż i Zbyszek postanowili udać się z wędkami nad rzeczkę. Liczymy, że przyniosą kilka okoników, czyli jedną kolację. Podamy je na parze ułożone na jarzynach, z sosem curry (mamy w zasobach), do tego taboule z kaszy jęczmiennej z pomidorami, cebulą, ogórkami, natką pietruszki. Zupa z brokułów i kalafiorów z ziołami. Chyba oprzemy się czerninie, zupie z krwi kaczej, która w regionie uważana jest za przysmak. Na targu jest tania, ale nie pociąga nas menu wampirów.

– Na czym jeszcze można oszczędzić? – pytamy sąsiadkę Krystynę Borzecką, emerytowaną nauczycielkę z Łodzi, która w naszej wsi mieszka z mężem od 25 lat. – Mam 1400 zł emerytury i za to żyję, a nawet odkładam 100, 200 zł miesięcznie. Emerytura męża idzie na dom, benzynę, nieduży wyjazd. Borzeccy nie wydają tygodniowo na jedzenie więcej niż 120 zł. Z mleka od rolników robią ser i śmietanę. W ogrodzie mają drzewa owocowe i malutką szklarnię. Mięso kupują tylko z indyka ze znajomej farmy po cenie hurtowej.

– Właśnie zrobiliśmy konfitury z 11 kg wiśni. Poszło 11 kg cukru, wydaliśmy ponad 80 zł, bo słoiki mamy własne. Wystarczy na zimę. Dobry kucharz zrobi coś z niczego – dodaje pani Krystyna. Tym kucharzem jest jej mąż, pan Miecio.

250 złotych tygodniowo, 1000 miesięcznie. Tyle kosztuje podstawowy koszyk żywnościowy skalkulowany najoszczędniej, ale zdrowo. Taniej nie da rady. Czy to dobra wiadomość dla mieszczuchów marzących o egzystencji na wsi – sielskiej i taniej, blisko natury?

Jeśli wytrzymają bez zagranicznych serów, kontrolowanych win, egzotycznych dań i drogiego mięsa, da się. Bez specjalnych wyrzeczeń.

[ramka][srodtytul][b]Garść danych, szczypta porównań[/b][/srodtytul]

[ul][li] W 2009 r. wydaliśmy na żywność o 0,5 proc. mniej z naszych domowych budżetów niż w 2008 r. W 2009 r. wydatki na żywność pochłaniały 24,1 proc. pieniędzy z domowej kasy. W 2008 r. udział żywności w budżecie przeciętnych Polaków wynosił 24,6 proc. Wyraźny spadek procentowych wydatków na żywność widać w dłuższym okresie: w 1999 r. podstawowe produkty pochłaniały 31,6 proc. pieniędzy statystycznej polskiej rodziny. [/li][/ul] [ul][li] Minimum socjalne w gospodarstwach pracowniczych, wydatki na żywność: [/li][/ul] dwuosobowe – 444,1

trzyosobowe – 629,4

czteroosobowe – 863,0

(dane GUS)[/ramka]

– Przez miesiąc na jedzenie wydałam 500 zł - powiedziała mi rok temu Iwona, moja sąsiadka na Mazurach. Iwona i Zbyszek Karaszewscy, małżeństwo grafików z Warszawy, pracują jako freelancerzy, więc dzięki Internetowi spędzają w swoim domu na wsi połowę roku, od kwietnia do października.

Komunikat sąsiadki nie dawał mi spokoju. Więc można tak tanio? – Ale weź poprawkę na sierpień i wrzesień, kiedy świeże jarzyny są najtańsze – dodała Iwona. Od października ceny rosną.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"