Wilki spod Wielkiej Raczy

Beskidy. Jelenie nie byłyby tak rącze i eleganckie, gdyby nie trwająca od setek tysięcy lat presja wilków

Publikacja: 21.01.2011 04:54

Zimą łatwiej wytropić w lesie wilka – zostawia charakterystyczne tropy, często przy drogach

Zimą łatwiej wytropić w lesie wilka – zostawia charakterystyczne tropy, często przy drogach

Foto: Fotorzepa, Tomasz Kłosowski TK Tomasz Kłosowski

Zobaczyć wilka w Beskidach? To przywilej pilarzy i leśników. Wie o tym badaczka wilków dr Sabina Nowak-Pierożek. Wiadomości od tych ludzi lasu to dla niej najpewniejszy trop. Gdy dowiedziała się, że pracownicy leśni regularnie widują wilka przy Hali Radziechowskiej, wysłała tam zaraz współpracującego z nią szwajcarskiego woluntariusza. Wrócił rozpromieniony. Widział drapieżnika z kilku kroków. Sabina nazajutrz też tam poszła. I wilk podszedł jeszcze bliżej – tak blisko, że z wrażenia zapomniała włączyć kamerę.

Ale dla kogoś, kto prowadzi badania, samo oglądanie wilków nie jest aż tak ważne. Więcej mówią rozmaite ślady ich bytności. A także głosy. Dobrze jest wilków posłuchać, a nawet z nimi pogadać. Sabina to umie. Wyje koncertowo. Od kiedy zawyła w Puszczy Białowieskiej i usłyszała odzew watahy, wycie do wilków stało się jedną z jej metod badawczych.

Uczy tego też studentów. Na wyprawy taszczy mikrofon kierunkowy oraz magnetofon i nagrywa kolejne wilcze koncerty. Stara się poznać wilki z wszelkich możliwych stron, bo, jak twierdzi, mają one wielki wpływ na beskidzkie lasy, o których naturalność zabiega. Jak i o ochronę samych wilków, jest wszakże współzałożycielką istniejącego od 15 lat Stowarzyszenia dla Natury Wilk.

[srodtytul]Narodziny na gołej skale[/srodtytul]

Stoimy z Sabiną na szczycie bezleśnego wzniesienia zwanego tutaj Matyską, tuż koło Radziechowskiej Wieprzy. Po jednej stronie mamy masyw Beskidu Śląskiego, po drugiej Beskid Żywiecki z majaczącymi w oddali Romanką, Skrzycznem, Babią Górą. W dole panorama i kominy Żywca.

Sabina pokazuje tereny zajmowane przez wilcze watahy, którym kiedyś nadała nazwy: Halny, Grapa, Bukowy, Czart, Groń. Niektóre z tych watah to już historia. Liczebność wilków wciąż maleje. Dla przykładu – rozległe, mające ze 250 km kw. terytorium watahy Groń mocno zawadza o Słowację. Tam na wilki wolno polować. Z kolei na Halnego miejscowa ludność jest wściekła, bo członkowie tej grupy pozwalają sobie na wyprawy po owce.

Nie sprzyja płochliwym drapieżnikom coraz większy ruch turystyczny w górach, jak i to, że zagęściła się sięgająca do wysokości ponad 700 m zabudowa. Wilki mogą więc rozmnażać się spokojnie dopiero powyżej

800 m. A tam już gleba cienka, nie sposób wygrzebać przytulnej nory, młode wilczki przychodzą więc na świat w zaroślach, często na gołej, skalistej ziemi, przez co chorują i giną.

Wilkom brakuje lasu. W Beskidzie Śląskim Lasy Państwowe muszą wycinać usychające monokulturowe lasy, złożone z samych świerków. Kiedyś sadzono tutaj te drzewa, by szybko uzyskać drewno, nie licząc się, że takie lasy są obce naturze – łatwiej niż w lasach złożonych z różnych gatunków drzew rozprzestrzeniają się w nich szkodniki. Tym bardziej że świerki źle znoszą przemysłowe zanieczyszczenia niesione przez wiatr z niedalekiego Śląska. Na miejsce usychających świerczyn zaczyna się sadzić lasy mieszane, właściwe tutejszym glebom i klimatowi, ale to w trudnym, górskim terenie trwa długo.

Lepiej mają się drapieżniki w sąsiednim Beskidzie Żywieckim. Tutaj wszakże – w dużej mierze dzięki staraniom Stowarzyszenia Wilk – nadleśnictwa zobowiązały się nie wycinać położonych powyżej 1000 m partii starych lasów. To szansa na przetrwanie dla wilków, rysi, niedźwiedzi.

[srodtytul]Tropem drapieżnika[/srodtytul]

Ruszamy górskim szlakiem. Stroma ścieżka wspina się na zbocza graniczące z niedalekim Babiogórskim Parkiem Narodowym. Nagle Sabina zakłada rękawice i podnosi coś z ziemi. Wysuszony kłębek sierści nafaszerowany kosteczkami. Wilcze odchody. Bezcenny skarb dla badacza. Ważniejszy niż trop i dalekie wycie. Mówi wiele o życiu zwierzęcia i jego kondycji, nawet o stresie, gdy wyekstrahować z niej charakterystyczne dla niego hormony. – Gdyby to były psie odchody, nie zawierałyby sierści i kostek, bo psy nie żywią się zwierzętami leśnymi, lecz pokarmem przetworzonym przez człowieka – tłumaczy Sabina.

Ścieżka biegnąca skrajem potoku. Śnieg parodniowy, niezbyt gruby – idealny do tropienia. Nasza przewodniczka pokazuje na skraju drogi odcisk wilczej łapy. Wilki są wygodne jak ludzie i lubią chadzać drogami. Wcale im nie w smak kopać się przez najgłębsze zaspy. Duże szanse na wilczy trop, a nawet i na to, że wilk przemknie przez drogę, turyści mają w rejonie Rysienki, Romanki i Pilska, a zwłaszcza pod Wielką Raczą.

No a skąd wiadomo, że oglądany przez nas trop zostawił wilk? Odcisk jest duży (psie są wyraźnie mniejsze, chyba że zostawi je bernardyn czy dog niemiecki). Zarazem – tłumaczy nasza przewodniczka – ślady łap wilka są proporcjonalnie węższe, mniej okrągłe, bardziej zwarte i symetryczne. I pazury wilcze, jako większe, są lepiej odciśnięte, a opuszki bardziej wysunięte do przodu.

Gdy ruszamy kawałek tym tropem, odkrywamy jeszcze ważniejsze różnice. Ślad jest przede wszystkim zdumiewająco prostoliniowy. Psy biegają jak pijane, każde drzewko muszą obsiusiać, ich ślady tworzą niezliczone meandry. Chociaż przecież pies jest wilkiem, który udomowieniu uległ 15 tys. lat temu, zarówno jego wygląd, jak i obyczaje znacząco odbiegły od pierwowzoru.

Psy ponadto nie stawiają zwykle łap we własnych tropach, a wilki...? Proszę bardzo: tutaj tylne łapy trafiają niemal idealnie w ślad przednich. A co najważniejsze – wilki, żyjące w większości w liczących po kilka sztuk watahach, idą gęsiego i wpasowują łapy w tropy poprzednika.

Trudno poznać, ile wilków przeszło. Dlatego badacze podążają za tropem aż do miejsca, gdzie się on rozsypuje na wiele różnych. To następuje przeważnie na jakiejś widnej polanie, gdzie zwierzęta mają zwyczaj ganiać się i baraszkować. Zwłaszcza młode, dla których chodzenie trop w trop za rodzicami jako przejaw podległości, pilnie w wilczym gronie przestrzeganej, jest męczące.

[srodtytul]Wataha nie zna litości[/srodtytul]

Wilki najchętniej wyruszają na łowy o wschodzie księżyca. Sygnałem do wymarszu jest zew basiora. Tego głosu słuchają w stadzie wszyscy. Ale tak naprawdę to nie sposób orzec, czy to basior tutaj rządzi czy wadera. Najprawdopodobniej rządy sprawują obydwoje. I tylko tych dwoje ma prawo się rozmnażać. Czasem dostęp do królowej może uzyskać też samiec beta, taki jakby zastępca samca alfa – tego głównego. Bywa też, że prawo do zajścia w ciążę ma podporządkowana królowej samica beta.

Badania pokazują, że struktura stada jest dość skomplikowana, awans lub utrata pozycji nie są jasne. Jedno jest wszakże pewne – rządy królewskiej pary to rządy nie tyle silnej ręki, ile mocnych kłów i pazurów. Ale, co znamienne, kłów raczej ukazywanych w grymasie niż faktycznie używanych. Pozycja zwierza w wilczym społeczeństwie sygnalizowana jest gestami. Znamienne, że w stadzie nie leje się krew, bo każdy zna swoje miejsce i nie przebiera miarki. Samo stado to zresztą zwykle poszerzona rodzina – para alfa plus potomstwo z dwóch, trzech kolejnych lat, ewentualnie też ciotki i wujowie. Albo przybłędy. Te ostatnie jako osobniki omega – z samego dołu drabiny społecznej – na co dzień odganiane od zdobyczy pozostają głodne.

Zorganizowanie się pozwala wilkom porywać się na pokaźną zdobycz – najbardziej pożądane są jelenie, ale też dziki, łosie czy sarny. Role podczas kolektywnego polowania są rozpisane niczym zawodników na boisku piłkarskim. Ty ubezpieczasz lewe skrzydło, ja prawe. By upolować jelenia, trzeba go zagnać do pułapki. Tu, w górach – najczęściej do wąwozu czy dolinki potoku. Osaczony jeleń, zbiegając w rozpaczliwej ucieczce po stoku, łatwo się przewraca, zwłaszcza gdy ciągnie go w dół poroże. A jeśli się potknie i złamie nogę, to po nim. Wilki nie są okrutne, nie zabijają, by mordować. Ale też nie znają litości. Bezwzględnie wykorzystują słabość, kalectwo, zagapienie. To podstawa ich życiowej strategii.

[srodtytul]Skrzyknąć się na wilki[/srodtytul]

Dzika najlepiej osaczyć w gęstym młodniku, w którym się zaplącze. Taktyka i wybór ofiary zależą też od pory roku i pogody. W kopnym śniegu dziki poruszają się z trudem. Z kolei sposobem na bobra jest wieczorne czatowanie przy którymś z kanałków prowadzących do żeremia. To nowe odkrycie wilków wynikające z eksplozji liczebnej bobrów. Już z tych choćby przykładów widać, jak wilki są związane z lasem, jego zasobnością w różne gatunki zwierząt, wiekiem i topografią. Różne jego formy wpływają na ich życie.

I one same też wpływają na leśną przyrodę. – Jelenie nie byłyby tak rącze i eleganckie, gdyby nie trwająca od setek tysięcy lat presja wilków! – zwraca uwagę Sabina. – Bez drapieżników zamieniłyby się w tłuste ofermy.

Toteż Sabina wraz ze swym stowarzyszeniem od lat zabiega o ich ochronę. Wywalczyli na przykład, że jedną z tutejszych ruchliwych dróg poprowadzono estakadą, a nie stokiem, dzięki czemu wilki, rysie i niedźwiedzie mogą swobodnie wędrować. Uczyli rolników, jak tresować owczarki pasterskie, by broniły stad przed wilkami. Lobbują na rzecz ochrony drapieżców.

Ale żeby chronić, trzeba mieć jak najwięcej informacji, dlatego ich marzeniem jest stworzenie wilczej sieci, którą popłyną informacje z różnych stron kraju. Rozsianych, głównie po lasach wschodniej i południowej Polski, wilków jest w sumie około tysiąca, a ich badaczy może kilkunastu. Chcą ich skrzyknąć. Bo, jak zapewnia Sabina – bez wilka góry nie będą górami, a las lasem.

Tekst powstał w ramach kampanii „Dzika Polska. Lasy pełne życia” dofinansowywanej przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, związanej z ustanowieniem przez ONZ roku 2011 Międzynarodowym Rokiem Lasów.

Zobaczyć wilka w Beskidach? To przywilej pilarzy i leśników. Wie o tym badaczka wilków dr Sabina Nowak-Pierożek. Wiadomości od tych ludzi lasu to dla niej najpewniejszy trop. Gdy dowiedziała się, że pracownicy leśni regularnie widują wilka przy Hali Radziechowskiej, wysłała tam zaraz współpracującego z nią szwajcarskiego woluntariusza. Wrócił rozpromieniony. Widział drapieżnika z kilku kroków. Sabina nazajutrz też tam poszła. I wilk podszedł jeszcze bliżej – tak blisko, że z wrażenia zapomniała włączyć kamerę.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla