Zakręcona orkiestra strażacka, czyli polonezy po nowemu

Nowym albumem Marcin Masecki znowu prowokuje, bo nie wszyscy zrozumieją jego wyrafinowane żarty - pisze Jacek Marczyński

Aktualizacja: 06.06.2013 17:50 Publikacja: 06.06.2013 17:48

Marcin Masecki, Polonezy. Lado ABC i NInA. CD, 2013.

Marcin Masecki, Polonezy. Lado ABC i NInA. CD, 2013.

Foto: Rzeczpospolita

W czasach gdy zalewają nas proste rytmy i nieskomplikowane pomysły muzyczne, które nadają się do słuchania na smartfonie w tramwaju czy autobusie, 30-letni Marcin Masecki wydaje się postacią z innego świata.

Ten modny dziś pianista i kompozytor, przez jednych wielce chwalony, przez innych krytykowany, porusza się ponad granicami, także geograficznymi. Mieszka bowiem na przemian w Warszawie i w Buenos Aires. Jako artysta balansuje natomiast między klasyką i jazzem, włączając do swych poszukiwań także inne style, czego dowody znajdziemy na najnowszym, polonezowym albumie.

Zobacz na Empik.rp.pl

Masecki zebrał dziesięciu muzyków, których łączy przede wszystkim fakt, że wszyscy grają na instrumentach dętych. Skomponował dla nich sześć utworów. Kiedy zaczynają prezentować pierwszy z nich, wrażenie jest piorunujące. Wydaje się, że słuchamy amatorskiej orkiestry strażackiej, której członkowie nie potrafią się ze sobą porozumieć, bo za mało umieją albo kiepsko u nich ze słuchem. Dopiero po chwili, gdy ci sami muzycy zaskoczą nas jakąś wyrafinowaną harmonią, rozumiemy, że Masecki swobodnie łączy pastisz z eksperymentem.

Tym albumem, jak zapowiada, chce przypomnieć poloneza

– nasz narodowy taniec, z którym większość współczesnych Polaków obcuje tylko jeden raz w życiu: gdy musi wyuczyć się kroków poloneza przed studniówkowym balem. A przecież ta muzyka jest istotną cząstką naszej tradycji, powinniśmy się nią szczycić.

Kompozytor nie odwołuje się do wielkich poprzedników: Ogińskiego, Chopina czy Moniuszki, ani nawet do współczesnego Kilara, którego polonez z filmowego „Pana Tadeusza" okazał się takim hitem. Masecki postawił sobie ambitniejsze zadanie, narodowe rytmy, bo oprócz poloneza jest tu także na przykład oberek, postanowił wpleść we współczesne brzmienia.

Płyta daje więc zabawny lub – jeśli ktoś woli poważniejsze określenia – postmodernistyczny melanż muzyczny. Krąży między walcem a awangardowym jazzem. A do tych skrajności muzycy dołączają trochę klimatów latynoskich, hip-hopu czy cytatów z klasyki. Wszystko zostało podane w typowej dla Maseckiego manierze udawanej nieudolności.

Podobny zabieg zastosował w poprzedniej płycie ze „Sztuką fugi" Bacha. Grał ją celowo nieporadnie na domowym Steinwayu, którego dźwięk zniekształcił potem, utrwalając na starym dyktafonie. Wtedy był w tych poszukiwaniach pretensjonalny. Teraz jego obrazoburcze działania mają wdzięk, a absurdalne pomysły bawią. Uprzedzam wszakże, że trzeba mieć ucho czułe na takie zabawy. W przeciwnym razie płyta może okazać się jedynie przykrym zgrzytem.

Marcin Masecki, Polonezy. Lado ABC i NInA. CD, 2013.

W czasach gdy zalewają nas proste rytmy i nieskomplikowane pomysły muzyczne, które nadają się do słuchania na smartfonie w tramwaju czy autobusie, 30-letni Marcin Masecki wydaje się postacią z innego świata.

Ten modny dziś pianista i kompozytor, przez jednych wielce chwalony, przez innych krytykowany, porusza się ponad granicami, także geograficznymi. Mieszka bowiem na przemian w Warszawie i w Buenos Aires. Jako artysta balansuje natomiast między klasyką i jazzem, włączając do swych poszukiwań także inne style, czego dowody znajdziemy na najnowszym, polonezowym albumie.

Kultura
Podcast „Rzecz o książkach”: Rebecca Makkai o słodko-gorzkim dzieciństwie w Ameryce
Kultura
Nowy stary dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie
Kultura
Sezon kultury 2025 w Polsce i Rumunii
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Kultura
Bestsellery Empiku: Sapkowski i „Wiedźmin" zwyciężają szósty raz, Dawid Podsiadło - siódmy
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”