Wild Beasts śmiało podąża wytyczonym przez poprzednie płyty kursem, nie zapuszczając się w żadne „egzotyczne krainy". Miejmy nadzieję, że w przyszłości nie spowszednieje nam jednostajność tego pięknego rejsu.

Czytając książki, oglądając filmy czy słuchając muzyki, zawsze zastanawiam się, jacy są ludzie, którzy nadają to, co właśnie odbieram. Zwykle zaczynam od wpisania imienia i nazwiska w wyszukiwarce, wciskam zakładkę „Grafika", żeby zobaczyć, jak wygląda (czy wyglądał) artysta. Uważnie przyglądam się zdjęciom i próbuję oceniać: czy to jest dobry człowiek czy niedobry, smutny czy wesoły, sympatyczny czy nie. W przypadku Wild Beasts – wbrew nazwie zespołu – ze zdjęć prasowych spoglądają na nas nie rozwścieczone i przekrwione, ale smutne i pełne głębi oczy. Na zdjęciach, tak jak w Anglii, jest zimno, więc w ubiorze królują swetry, do tego koszule, marynarki i wełniane czapki.

Czytaj więcej w Kulturze Liberalnej