„Nasze stowarzyszenie nie jest Waszym wrogiem. Swoje pretensje o przyszłość, miejsca pracy i godne życie powinniście jak najszybciej skierować do Waszej dyrekcji, zarządu i rady nadzorczej (...). Dzisiaj się Wami zasłaniają, ale jak nie będziecie potrzebni, szybko o Was zapomną” – czytamy w liście podpisanym przez Józefa Drzazgowskiego, szefa Stowarzyszenia Przyjezierze, które walczy o ocalenie Gopła oraz kilkunastu innych jezior wokół Kopalni Węgla Brunatnego Konin. Zdaniem stowarzyszenia jej inwestycje zagrażają przyrodzie.
– Pismo zostało wysłane do przedstawicieli wszystkich działających w kopalni związków zawodowych – wyjaśnia Drzazgowski.
Choć ekolodzy starają się poróżnić pracowników i dyrekcję, ci jak dotąd mówią jednym głosem. Przynajmniej w sprawie nowej odkrywki. – Musimy wydobywać węgiel. Alternatywą jest powrót do czasów, gdy obowiązywały w Polsce tak zwane stopnie zasilania – podkreśla Józef Pindras, przewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Górników.
To reakcja na ostatnie zapowiedzi związkowców. Kilkanaście dni temu wyrazili oni gotowość zawiązania komitetu obrony miejsc pracy. – Aby zablokować inwestycję w dolinie Rospudy, ekolodzy przywiązywali się do drzew. Nie jestem w stanie przewidzieć, co zrobi załoga, by bronić swoich praw – podkreślał w rozmowie z „Rz” Józef Pindras.
W liście ekologów nie brakuje ostrych sformułowań. Drzazgowski zapewnia jednak, że należy go potraktować jako zaproszenie do rozmów. – Chcemy okrągłego stołu. Rozmawiamy tylko przez dziennikarzy. A to nie jest metoda rozwiązywania sporów – deklaruje.