Informację potwierdza Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. - Wszczęliśmy postępowanie sprawdzające, które ma wyjaśnić, czy nie doszło doszło do przestępstwa polegającego na utrudnianiu postępowania karnego przeciwko Henrykowi S. - wyjaśnia. Na razie prokurator zwrócił się do wydawnictwa o udostępnienie wywiadu-rzeki ze Stokłosą i jego żoną. - Po przeczytaniu książki zadecyduje, czy wszcząć śledztwo - wyjaśnia Mazur.

O publikacji, która narobiła tyle zamieszania [link=http://www.rp.pl/artykul/484684.html]"Rz" pisała pod koniec maja[/link]. Według Stokłosów jeszcze w 2006 roku w ich sprawy zaangażował się Jacek Ciechanowski, wiceszef PiS w Pile. Wykorzystując swoje znajomości w partii miał on uprzedzać byłego senatora o planach policji, prokuratury i polityków, a także doradzać wyjazd za granicę. Stokłosa początkowo przebywał we Frankfurcie nad Odrą. Mieszkał pod swoim nazwiskiem. Jednak po wizycie Ciechanowskiego, wyjechał do Bawarii i zaczął się podawać za pisarza. Ukrywał się przez rok. Wpadł przypadkowo - podczas kontroli drogowej w pobliżu Hamburga. Policjant zorientował się wówczas, że ma do czynienia z osobą poszukiwaną listem gończym.

Ciechanowski nie chce rozmawiać o książce. - Po zakończeniu kampanii wyborczej złożę publicznie wyjaśnienia - mówi "Rz". - Ta akcja ma charakter polityczny - dodaje. Podobnie kwituje informacje o postępowaniu, które wszczęła prokuratura. - To dla mnie nowość. Nic o tym nie wiem - ucina.

Krótko po publikacji książki złożył wyjaśnienia swoim partyjnym kolegom. A ci uznali, że o jego losie powinni rozstrzygnąć członkowie pilskich struktur partii. Stojący na ich czele poseł Maks Kraczkowski złożył wniosek o wykluczenie Ciechanowskiego z PiS. Decyzja również zapadnie po wyborach.

Henryk Stokłosa przez kilkanaście lat był niezależnym senatorem. W 2007 roku usłyszał zarzuty. Według prokuratury korumpował urzędników Ministerstwa Finansów, w zamian za co uzyskiwał nienależne umorzenia podatków, prześladował pracowników własnej firmy, a także łamał przepisy związane z ochroną środowiska. Były senator nie przyznaje się do winy. Przez rok siedział w areszcie. Teraz z wolnej stopy odpowiada przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Grozi mu kara do 10 lat więzienia.