Do elbląskiej komendy zgłosiła się kobieta z 16-letnim synem. Powiedziała, że chłopak kilka razy zażył dopalacze, po których trafił do szpitala.
- Nastolatek miał kupić używkę od mieszkańca Elbląga, który sam je produkował. Kiedy chłopak spalił dopalacze w szklanej lufce reakcja jego organizmu na truciznę była błyskawiczna. Chłopak słabł, miał mdłości i tracił przytomność. Trafił do szpitala – mówi Jakub Sawicki, rzecznik policji w Elblągu.
Policjanci namierzyli i zatrzymali sprzedawcę dopalaczy. To 24-letni Sebastian R. – W jego mieszkaniu znaleźliśmy nieokreślone zioła, namoczone w środkach chemicznych, rozpałkę do grilla oraz krzak konopi – opowiada Sawicki. Dodaje, że z ich ustaleń wynika, że zatrzymany dodawał do takiej mieszaniny trutkę na szczury.
Dziś policjanci dotarli do kolejnej ofiary dopalaczy Sebastiana R. To 32-letni mężczyzna. On został poczęstowany używką przez wytwórcę. - Po spaleniu tej substancji poczuł skręcanie i pieczenie w klatce piersiowej. Także musiał skorzystać z pomocy medycznej – mówi Jakub Sawicki.
Śledczy sprawdzają czy producent dopalaczy nie ma związku z ciężkim zatruciem 17-latka. Nieprzytomnego chłopaka znaleziono w zeszłym tygodniu na ulicy Hetmańskiej w Elblągu. Był pod wpływem dopalaczy. - W stanie ciężkim trafił najpierw do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu, a następnie do centrum toksykologii w Gdańsku – opowiada policjant. Dodaje, że nastolatek miał wiele szczęścia, bo trafił pod dobrą opiekę, a jego organizm był silny.