Miklós Horthy de Nagybánya, niekoronowany król Węgier, pod jednym względem górował nad poprzednikami z 1918 r. Był świadom nadchodzącej klęski i z pełnią władzy w rękach chciał podejmować decyzje, zanim zrobią to za niego inni. Jednak, licząc się z reakcją Hitlera, musiał działać z ostrożnością sapera. Dotknięty zdradą Führer mógł w jednej chwili zniweczyć cały dotychczasowy wysiłek, aby kraj uniknął roli protektoratu III Rzeszy, a wtedy krew 100 tys. węgierskich żołnierzy poległych nad Donem poszłaby w piach na darmo.
Pomiędzy kowadłem Hitlera a sierpem Stalina
Horthy starał się jeszcze balansować między dobrymi stosunkami z Niemcami a pokątnymi zalotami do Brytyjczyków. Tliła się wciąż nadzieja na powojenne miękkie lądowanie w zachodniej strefie wpływów, gdyby Amerykanie utworzyli front na Bałkanach. Po przejściach z rodzimym bolszewizmem separatystyczny układ z Moskwą był bowiem ostatecznością. Związek Radziecki jako aliant mógł być groźniejszy od wroga, dlatego Horthy, uwięziony pomiędzy kowadłem Hitlera a sierpem i młotem Stalina, gorączkowo, choć z topniejącymi złudzeniami, szukał jeszcze ratunku w Londynie.
Owe starania uważnie śledził niemiecki wywiad, aż zirytowany Hitler, dręczony traumą po zdradzie Włochów, w ultymatywnym tonie zaprosił Horthyego na dyscyplinujące rozmowy do Salzburga. Admirał, wbrew marynarskim przesądom, ruszył w podróż do Austrii w piątek, 17 marca 1944 r. Na zamku Klessheim, patrząc w błękitne oczy Führera, musiał bezradnie ścierpieć, że w tym samym czasie niemieckie oddziały wkraczały na Węgry.
Jednak zgodnie z niemieckimi oczekiwaniami Węgrzy nie stawiali oporu, a cała operacja miała charakter demonstracyjnego ostrzeżenia. W Budapeszcie działania okupacyjne Niemców ograniczyły się do zajęcia komendy głównej policji, a jedynym warunkiem zachowania niknącej suwerenności była zmiana gabinetu na przychylniejszy III Rzeszy. By udobruchać Hitlera, regent mianował nowym premierem Döme Sztójayego, członka radykalnej partii Strzałokrzyżowców. Rodzimych narodowych socjalistów Horthy trzymał dotąd pod butem, nie pozwalając im na nadmiar ekspresji. Przez lata jego rządów ta organizacja była na Węgrzech nielegalna, a jej założyciel, Ferenc Szálasi, opuścił więzienie tylko dzięki protekcji Hitlera. Regent do tego stopnia nie cierpiał Strzałokrzyżowców, że gdy ci pewnego razu w operze zażądali uwolnienia wodza, Horthy w foyer, na oczach korpusu dyplomatycznego, sprał ich po pyskach, trzech własnoręcznie powalając na ziemię. Jednak regent liczył, że Sztójay, mając gębę pełną narodowych frazesów, okaże się bardziej suwerenny niż promowany przez Niemców Béla Imrédy.
Horthy szybko przekonał się, jak grubym błędem była ta nominacja. Nowy rząd nie tylko wysłał więcej wojska na front, ale za jego przyzwoleniem w kraju rozpanoszył się Adolf Eichmann, rozpoczynając deportację węgierskich Żydów. W dodatku, mimo tych pokazów uległości, niemieckie oddziały zostały na Węgrzech.