Kryzys zaczął się w miniony czwartek. Około 13 do ministerstw spraw zagranicznych w krajach Unii dotarły informacje, że na granicy Gruzji z Osetią Północną doszło do strzelaniny.
Początkowo sprawę potraktowano jako kolejną potyczkę niezasługującą na większą uwagę. Jednak napływające informacje brzmiały coraz bardziej alarmistycznie. A ostra wypowiedź jednego z rosyjskich generałów nie pozostawiała wątpliwości: Rosja może interweniować w każdej chwili.
Nieznany był los prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego. Dlatego w trybie pilnym zorganizowano w Warszawie spotkanie ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej. Przez cały dzień ministrowie nie byli jednak w stanie uzgodnić wspólnego stanowiska. Ustalono jedynie, że szef unijnej dyplomacji Javier Solana zatelefonuje do Moskwy i wyrazi zaniepokojenie sytuacją.
Dopiero drugiego dnia dzięki wysiłkom polskich, niemieckich i francuskich dyplomatów uzgodniono, że w rejon konfliktu pojedzie tzw. trójka: przedstawiciel kraju kierującego Unią, szef Komisji Europejskiej i szef unijnej dyplomacji. Udało się też przyjąć deklarację, która miała pokazać, że Unia nie pozwoli na podważanie integralności terytorialnej Gruzji.
Podobne deklaracje przyjęto podczas obrad OBWE i Rady NATO – Rosja, które również zwołano w Warszawie. Ta ostatnia organizacja jeszcze w poniedziałek uzgadniała tekst, spierając się o detale.