Rok 1944, Wilno. Wbrew nadziejom Polaków ustąpienie Niemców nie oznacza końca okupacji i odzyskania niepodległości. Miasto zajmują Sowieci i natychmiast wprowadzają ostry reżim. Infiltrowane przez komunistycznych agentów struktury Armii Krajowej w mieście rozsypują się w mgnieniu oka.
To, czego przez trzy lata nie zdołali zniszczyć Niemcy, bolszewicy rozbijają w kilka tygodni. Nocami na ulicach Wilna sieją postrach samochody NKWD, członkowie podziemia wpadają jeden po drugim. Wojna, która miała przynieść wyzwolenie, kończy się gorzką porażką. Z jej smakiem na ustach tysiące Polaków w bydlęcych wagonach jedzie na Wschód.
Jedną z tych osób jest 25-letnia studentka filozofii i łączniczka AK Barbara Skarga. – Cóż, koniec wojny nic nie zmienił w naszych losach. To znaczy zmienił o tyle, że przyśpieszył wywózki... – mówiła po latach w jednym z licznych wywiadów. Wraz z innymi członkami polskiego podziemia skazano ją za „zdradę ojczyzny”. Wyrok: dziesięć lat łagrów.
[srodtytul]Naszą ojczyzną jest Polska[/srodtytul]
– A myśmy mówili, że jej nie zdradzamy, bo naszą ojczyzną jest Polska. Myśmy walczyli dla ojczyzny. Ale nie dawano nam mówić. Czytano jakieś kawałki z naszych zeznań, wybrane przez ludzi, którzy zupełnie się w sprawach nie orientowali. A potem odczytano z góry przygotowany wyrok. Taki to był sąd, właściwie nadający się na jakieś dowcipne przedstawienie – wspominała Barbara Skarga.