Leszek Miller zdecydowanie skrytykował dziś rano w radiowej Jedynce działania rządu wobec nałożonych przez Rosję kontrsankcji. Według byłego premiera, choć embargo dotyczy całej Unii Europejskiej, dużo bardziej odczują je kraje z nią sąsiadujące.
- Sankcje uderzą nie w kraje zachodnie, tylko w ich sojuszników graniczących z Rosją, a więc Polskę, Litwę, tu najwięcej będziemy mieli do stracenia, a w przypadku Polski sankcje dotkną aż 80% eksportu [do Rosji - red.], czyli ok. 840 mln euro - powiedział Miller. I poradził: - I jeśli rząd wybiera się na wojnę, to dobrze, żeby rząd zawsze wiedział, co się dzieje z rannymi. A ranni to polscy rolnicy, polscy producenci.
Szef Sojuszu twierdzi, że jego partia od dawna naciskała na rząd, by był przygotowany na takie wypadki i by miał gotową pomoc dla dotkniętych embargiem eksporterów.
- Ja już w marcu tego roku skierowałem list z propozycjami do premiera Tuska, żeby się tym zająć. Wtedy wprawdzie chodziło tylko o mięso, ale było wiadomo, że to się rozleje. Minister rolnictwa, minister spraw zagranicznych przez te cztery miesiące nie zrobili praktycznie nic, czekając na jakiś cud, no a cudu nie będzie, oczywiście - grzmiał Miller. - Inteligentny rząd działa w ten sposób, że nie czeka, aż coś wydarzy, tylko stara się przewidzieć, że to się może wydarzyć, a w przypadku konfliktu na Ukrainie naprawdę nie trzeba było być wielkim i spostrzegawczym obserwatorem - dodał.
Miller poparł przy tym prowadzoną w internecie i innych mediach akcję jedzenia polskich jabłek. Zastrzegł jednak, że nie można na tym poprzestać.