Janusz Daszczyński przejął już władzę w TVP. Na razie rządzi samodzielnie, ale rada nadzorcza zdecydowała, że docelowo zarząd telewizji ma być trzyosobowy. Konkurs uzupełniający, który wyłoni dwóch wiceprezesów, ma zostać rozstrzygnięty do końca roku. To pokłosie decyzji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która nie zgodziła się na powołanie do zarządu kojarzonego z PSL Mariana Zalewskiego i związanego z lewicą Wiesława Roli.
Jak wynika z informacji „Rzeczpospolitej", konkurs ma zostać ogłoszony dopiero po wyborach parlamentarnych. – Teraz nie miałby większego sensu. Trzeba poczekać na rozstrzygnięcia polityczne – tłumaczy nam osoba uczestnicząca w procesie decyzyjnym.
Konkurs o posady w zarządzie TVP, to nie tylko rywalizacja merytoryczna, ale przede wszystkim starcie partii politycznych. Bez ich poparcia trudno nawet marzyć o stanowiskach. – Ktoś, kto uważa, że państwowa spółka może być apolityczna, żyje w głębokiej naiwności. Szansą na obiektywizm jest podział stołków między różne równoważące swoje wpływy ugrupowania – przyznaje jeden z naszych rozmówców.
W ostatnim rozdaniu kwestie polityczne zeszły jednak na dalszy plan. Powód?
– Teraz wojna o TVP ma przede wszystkim wymiar biznesowy – mówi współpracownik nowego prezesa. Jak twierdzi, chodzi o pieniądze przeznaczane na produkcję telewizyjną. – To są milionowe sumy, nad których wydawaniem rada nadzorcza nie ma żadnej kontroli – tłumaczy.