Ministerstwo Pracy co kilka lat szuka gmin chętnych do przyjęcia uchodźców. Wyniki? Bliskie zera.
Teraz resort rozesłał kolejną ankietę do samorządów. Nie ujawnia dotychczas otrzymanych odpowiedzi, każąc czekać do 30 października. Dopiero po wyborach dowiemy się zatem, czy gminy zignorowały nagabywania rządu szukającego miejsca dla uchodźców, do których przyjęcia zobowiązał się niedawno w Brukseli.
– Pomoc cudzoziemcom to zadanie państwa, nie samorządów – mówi w imieniu prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego jego rzeczniczka Monika Chylaszek. Dodaje, że na razie „sondowanie, czy przyjmiemy uchodźców, jest bezprzedmiotowe".
Tu nie ma niechęci
W 2009 r. na prawie 2,5 tys. gmin tylko cztery (z województw kujawsko-pomorskiego, lubelskiego i opolskiego) zgłosiły Ministerstwu Pracy ewentualną możliwość przyjęcia uchodźców. Trzy lata później nie było lepiej – jedynie w trzech województwach (mazowieckim, dolnośląskim i lubelskim) zgłoszono do dyspozycji siedem lokali, w których mogliby zamieszkać przybysze, z czego pięć to mieszkania w Warszawie, a jedno z pozostałych dwóch miałoby być kupione od dewelopera.
Do końca października resort zbiera deklaracje wśród samorządów, czy tym razem są chętne do zaproszenia uchodźców z Syrii i Erytrei. Urzędy wojewódzkie, które rozsyłają pisma do gmin, odmówiły nam podania informacji o częściowych wynikach sondażu.
Trzeba się jednak spodziewać, że wyniki sprzed lat i obecne nie będą się zbytnio różnić. Na przykład na Śląsku, jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, na razie tylko dwie gminy – Chorzów i Gierałtowice – zadeklarowały przyjęcie w sumie ośmiorga uchodźców. Na Facebooku deklarację o przyjęciu co najmniej jednej rodziny złożył burmistrz małopolskich Wadowic.
Rzeczniczka prezydenta Krakowa mówi, że gminy cierpią na deficyt mieszkań komunalnych i socjalnych dla mieszkańców. – Takie mieszkania, na które czeka się w kolejce, przysługują wyłącznie mieszkańcom. Nie możemy robić wyjątków, bo groziłaby nam odpowiedzialność karna – tłumaczy.