Komisja Europejska potwierdziła we wtorek, że rozpoczyna formalną procedurę o naruszenie unijnego prawa. Chodzi konkretnie o niewypełnienie unijnych rozporządzeń z września 2015 roku dotyczących relokacji 160 tysięcy uchodźców przebywających w tymczasowych obozach w Grecji i i Włoszech. Na Polskę według tych przepisów przypadało 6 tys. 182 osoby.
Decyzja miała służyć rozładowaniu presji na dwa wspomniane kraje południa Europy w szczycie kryzysu migracyjnego we wrześniu 2015 roku. Jest ona bardzo słabo i powoli realizowana, bo do tej pory przesiedlono dopiero ok. 20 tys. osób. Początkowo właściwie w ogóle nie dokonywano relokacji, bo Włochy i Grecja nie były w stanie rejestrować i sprawdzać przyjezdnych. Jednak od pewnego czasu zdaniem KE wszystko działa sprawnie i osoby znajdujące się w puli do relokacji są rzeczywiście uchodźcami, którzy potrzebują międzynarodowej ochrony i nie stwarzają zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa.
Komisja rozpoczyna procedury wobec Polski, Węgier i Czech. Dwa pierwsze kraje nigdy nie przyjęły uchodźców, a Czechy na początku przyjęły 12 osób, po czym przestały wysyłać oferty przyjęcia z ośrodków w Grecji i Włoszech. – Musimy być uczciwi wobec tych, którzy wywiązują się ze swoich zobowiązań. Szczerze liczę na to, że te trzy państwa zmienią zdanie – powiedział Dimitris Awramopulos, unijny komisarz migracji i spraw wewnętrznych.
Nic jednak na to nie wskazuje. Polska już zapowiedziała, że do unijnej decyzji nie zamierza się stosować. Według rzecznika rządu relokacja, czyli obowiązkowe dzielenie się uchodźcami przez państwa członkowskie, jest błędem. – Każda kolejna decyzja o relokowaniu migrantów zachęca kolejne tysiące, a nawet miliony osób, by do Europy przypływać, by wsiadać do łodzi i pontonów i ryzykować swoje życie – powiedział Rafał Bochenek. Z kolei Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich, zapowiedział, że Polska będzie bronić swoich racji przed unijnym Trybunałem Sprawiedliwości.
Procedura wszczęta przez KE ma trzy etapy, między każdym z nich mija przynajmniej dwa, trzy miesiące. Na końcu sprawa trafi do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, który w ciągu kilkunastu miesięcy orzeknie, że Polska nie przestrzega prawa. W tym momencie nie będzie mógł zasądzić kary finansowej, bo rozporządzenia o relokacji takiej nie przewidują. Jeśli Polska dalej nie będzie ich przestrzegać, to KE znów skieruje sprawę do Trybunału, tym razem w procedurze dwuetapowej. I ten po jakimś czasie orzeknie po raz drugi winę Polski, tym razem z karą finansową. Ale – jak oceniają eksperci w Brukseli – biorąc pod uwagę wszystkie terminy administracyjne dojdzie do tego nie wcześniej niż za cztery, pięć lat.