Cichanouska: Całkowicie zdelegitymizować Łukaszenkę

- Zdaje sprawę z tego, że nie wyglądam na dowódcę sił zbrojnych, który wydaje rozkazy. Ale jeżeli będę musiała to robić, zrobię to – mówi „Rzeczpospolitej” Swiatłana Cichanouska, przywódczyni białoruskiej opozycji demokratycznej. To pierwszy z serii wywiadów jakie Cichanouska udzieliła polskim mediom.

Publikacja: 24.03.2022 08:23

Swiatłana Cichanouska

Swiatłana Cichanouska

Foto: materiały prasowe

"Rzeczpospolita": Od kilku dni pojawia się co raz więcej doniesień, że Aleksander Łukaszenko może wysłać swoją armię na Ukrainę. Myśli pani, że to zrobi?

Z jednej strony rozumiemy, że nie jest to w interesie Łukaszenki, bo zostałby agresorem i pociągnąłby nasze państwo na dno. Tego, co zrobił, już z siebie nie zmyje, ale jeżeli wyśle swoje wojska, to tylko skomplikuje swoją sytuację. Mogę przypuszczać, że domaga się tego Kreml, ponieważ nie chce być osamotniony w swoich działaniach. Ale myślę, że nasze wojska nie zostały wprowadzone na Ukrainę tylko dlatego, że jest duży opór wewnątrz sił zbrojnych. Myślę, że dowódcy rozumieją, iż wysyłając tam żołnierzy, skazaliby ich na śmierć. Poza tym to nie są liczne siły i nie zmienią specjalnie sytuacji, ale Kreml chce ostatecznie splamić krwią reżim Łukaszenki. Na Białorusi działa intensywna propaganda głosząca, że na Ukrainie są jacyś naziści. Ale wierzę w to, że żołnierze białoruscy rozumieją, iż Ukraińcy są naszymi braćmi. Jak możemy toczyć wojnę z braćmi?

Były dyplomata i opozycjonista, Paweł Łatuszka, domaga się, by świat uznał Białoruś za kraj tymczasowo okupowany. Tak rzeczywiście jest?

Też o tym mówimy. Po części Białoruś już jest okupowana przez rosyjską armię. Nie ma jeszcze rosyjskiej kadry zarządzającej krajem. Domagamy się więc, by społeczność międzynarodowa uznała nasz kraj za de facto okupowany, by dokończyć proces delegitymizacji Łukaszenki. Nie jest już gwarantem suwerenności i stracił kontakt z rzeczywistością. Świat powinien kontaktować się z Białorusinami poprzez siły demokratyczne. By demokratyczne siły mianowały ambasadorów, a nie reżim etc. Spotykam się z liderami światowymi, rozmawia z nami wiele krajów i to już jest oznaką uznania. Ale teraz to trzeba sformalizować, by każdy kraj się określił. Bo na razie Łukaszenki nie uznają, ale zostawiają sobie pole do manewru w kontaktach z nim. A on zawsze odwraca kota ogonem, opowiada się za pokojem, a z jego terytorium lecą rakiety w kierunku Ukrainy. Łukaszenko cały czas lawiruje i próbuje się wykręcić. Nie możemy do tego dopuścić. Sytuację na Białorusi dzisiaj można porównać do sytuacji w Chersoniu (okupowanym przez rosyjskie wojsko - red.). Tam ludzie wychodzą protestować, a wtedy do nich strzelają.

Zazwyczaj okupacja jakiegoś kraju przez obce państwo wiąże się z wojną partyzancką. Jest pani gotowa do takiego scenariusza?

Zdaje sprawę z tego, że nie wyglądam na dowódcę sił zbrojnych, który wydaje rozkazy i rozpoczyna ofensywy. Ale jeżeli będę musiała to robić, zrobię to. Najlepiej, gdyby pojawił się w naszych szeregach wojskowy, który będzie autorytetem dla armii. Widział pan wystąpienie Walerego Sachaszczyka (podpułkownik rezerwy i dowódca Brzeskiej Brygady Desantowo-Szturmowej, apelował do białoruskich wojskowych by nie brali udziału w wojnie przeciwko Ukrainie - red.). Myślę, że jego postawa też miała wpływ na białoruskich żołnierzy.

Ale w historii było wiele kobiet dowódców, chociażby Emilia Plater czy Joanna d’Arc.

Jeżeli trzeba będzie wystąpić w takiej roli, zrobię to. Ale mimo wszystko wolałabym mieć obok siebie człowieka, który byłby autorytetem dla wojskowych. Bo od początku nasza walka kojarzy się z pokojowymi protestami, pokojowymi przemianami. Wierzyliśmy w to.

"Rzeczpospolita": Od kilku dni pojawia się co raz więcej doniesień, że Aleksander Łukaszenko może wysłać swoją armię na Ukrainę. Myśli pani, że to zrobi?

Z jednej strony rozumiemy, że nie jest to w interesie Łukaszenki, bo zostałby agresorem i pociągnąłby nasze państwo na dno. Tego, co zrobił, już z siebie nie zmyje, ale jeżeli wyśle swoje wojska, to tylko skomplikuje swoją sytuację. Mogę przypuszczać, że domaga się tego Kreml, ponieważ nie chce być osamotniony w swoich działaniach. Ale myślę, że nasze wojska nie zostały wprowadzone na Ukrainę tylko dlatego, że jest duży opór wewnątrz sił zbrojnych. Myślę, że dowódcy rozumieją, iż wysyłając tam żołnierzy, skazaliby ich na śmierć. Poza tym to nie są liczne siły i nie zmienią specjalnie sytuacji, ale Kreml chce ostatecznie splamić krwią reżim Łukaszenki. Na Białorusi działa intensywna propaganda głosząca, że na Ukrainie są jacyś naziści. Ale wierzę w to, że żołnierze białoruscy rozumieją, iż Ukraińcy są naszymi braćmi. Jak możemy toczyć wojnę z braćmi?

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Francja chce chronić igrzyska greckim systemem obrony powietrznej. Wystąpiła o pożyczkę
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Front się sypie. Niespodziewana zdobycz najeźdźców
Konflikty zbrojne
Prezydent Władimir Putin zdradza plany Rosji wobec Donbasu
Konflikty zbrojne
Białoruś: Mińsk zaatakowany z terytorium Litwy. Jest reakcja litewskiej armii
Konflikty zbrojne
Mobilizacja na Ukrainie. Wojsko czeka na tych, którzy wyjechali za granicę