Kiedy ostatni raz równie niewyraźnie mówił w Radiu Maryja nieżyjący już polityk PiS, Monika Olejnik uznała to do tego stopnia za wydarzenie tygodnia, że problem jego trzeźwości omawiano przez pierwszy kwadrans jej audycji (choć był to tydzień, w którym m.in. premier ogłosił wejście do strefy euro w roku 2011). Zdrowie Durczoka jak na razie aż takiej troski kolegów po fachu nie budzi.
Może dlatego, że dopiero co inny gwiazdor TVN 24 Jarosław Kuźniar szczerze, jak przystało na prowadzącego show "X Factor", zwierzył się ze swojego problemu alkoholowego pismu "Viva". Kuźniar, jak wyjaśnił, nie może zasnąć bez wypicia na wieczór butelki wina (co tłumaczy jakość jego porannych produkcji antenowych) i wprawdzie podejrzewa się o alkoholizm, ale nie ma czasu z tym nic robić, a zresztą to mniejszy problem, niż gdyby usypiał się butelką wódki (0,75 l wina – ok. 100 g czystego alkoholu, 0,5 l wódki – 200 g).
Można z tego wysnuć wniosek, że w takim aparacie niezależnego i obiektywnego dziennikarstwa po prostu nie idzie pracować na trzeźwo.
Tymczasem Zbigniew Hołdys wyleciał z "odzyskanego" tygodnika "Wprost". Dopóki jeździł po pisowcach, był super, ale gdy w felietonie ośmielił się skrytykować marszałka Niesiołowskiego i samego premiera Tuska, redaktor Lis felieton zdjął. Zgodnie z credo, które ogłosił niegdyś publicznie, że "swołoczy opluwającej wielkiego Polaka" wolność słowa nie przysługuje – a czyż Tusk nie jest wielkim Polakiem? Pogratulujmy Hołdysowi przynajmniej, że wciąż ma szansę zachować zdrową wątrobę.