Podobny ton komentarzy pojawia się coraz częściej w prasie zachodniej. Po części jest usprawiedliwiony: uległość polityków PiS wobec ojca Rydzyka jest niekiedy ambarasująca, a antyniemieckie wypowiedzi premiera Kaczyńskiego nieprzemyślane i rażące. Zadziwia jednak łatwość, z jaką zachodni dziennikarze dają się uwieść urokowi "odmienionych" postkomunistów i ich starego-nowego przywódcy Aleksandra Kwaśniewskiego.

Zdaniem komentatora "FAZ" Kwaśniewski wart jest zaufania, "bo wprowadził Polskę do UE i NATO". Jak widać, praca nad stworzeniem mitu byłego prezydenta jako wybitnego męża stanu, autora największych sukcesów Polski na arenie międzynarodowej w ostatnich latach, przynosi efekty. Europejskim komentatorom trudno zrozumieć, że to nie Kwaśniewski wprowadzał Polskę do Unii i NATO, lecz Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek, Jan Olszewski, Władysław Bartoszewski i Zbigniew Romaszewski. Niezależnie od ideologicznych różnic, które ich dzisiaj dzielą, to im zawdzięczamy fakt, iż Polska jest częścią cywilizowanego świata. Śmiem twierdzić, że po stokroć większe zasługi niż Kwaśniewski ma w tym dziele Anna Walentynowicz. O braciach Kaczyńskich nie wspominając.

Człowiek, który był aktywnym działaczem czerwonego reżimu, a potem gwarantem biznesowych interesów swoich dawnych towarzyszy, staje się nagle rycerzem na białym koniu ratującym Polskę przed wypaczeniami PiSowskiej władzy, a nawet kandydatem na szefa Rady Unii Europejskiej. Być może dopiero wizyta zataczającego się Kwaśniewskiego na uniwersytecie w Heidelbergu otworzyłaby oczy publicystom "Frankfurtera" i paru innych gazet.

Skomentuj na blog.rp.pl