Ale jeszcze bardziej kocham zdrowy rozsądek, a tego wyraźnie zabrakło ludziom, którzy oblepili cały Ryanair reklamówkami: „wybierz i poleć do Katowic, na wakacje lub weekend!!!”. Obok urocza młoda para z zachwytem ogląda zdjęcia z wypadu. Dziwne? Dziwne.
Ale zacznijmy od początku. Wrzesień. Lot tanim przewoźnikiem na lokalnej trasie gdzieś na południu Europy. Tłum podróżnych z zachwytem przygląda się setce naklejek na klapach od bagażników. Kolorowa reklama ciągnie się od kokpitu aż po ogon. – Co to Katowicze? – pyta głupawo uśmiechnięty Portugalczyk. Nad morzem? Uzdrowisko? Może kasyna mają? Albo co…
Mówię na odczepnego, żeby sobie zgooglował. Szczęśliwie dla Katowic na pokładzie nie ma Internetu. Sam sprawdzam, co mają do zaoferowania Katowice w przeglądarce już na lotnisku.
Słabo. Aż zęby bolą. Spodek, a więc dla Portugalczyka obiekt doskonale nieidentyfikowalny. Neogotycki gmach poczty. Jakieś wirtualne obrazki budowanego centrum handlowego. Kominy. Blokowiska. Portugalczyk pomyśli, że to żart jakiś, albo że źle wpisał nazwę.
Pal sześć Katowice. W książeczce Ryanair inne polskie reklamy. Najbardziej wzrok przyciąga reklama Podkarpacia. Jakieś nieokreślone białe graniastosłupy, a na nich porzeczki (owoce). Ser, gips, beton? Trudno określić. O co chodzi – zgadnąć.
Myślę sobie, że skoro koszty tych bzdur ponoszą obywatele Europy (promocja finansowana zapewne z funduszy spójności), to przyzwoitość nakazywałaby ich nie oszukiwać.