Palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o spotkanie w Waszyngtonie z Joe Bidenem dzierży wprawdzie premier Japonii Shinzo Abe, a tuż za nim znalazł się prezydent Korei Południowej Moon Jae-in, ale od wczoraj mamy na podium swojego reprezentanta – to Paweł Żuchowski.

Tych, którzy sprawdzają właśnie nerwowo stronę MSZ i Kancelarii Prezydenta spieszę poinformować, że nie doszło tam do żadnych gwałtownych zmian kadrowych. Funkcję ministra spraw zagranicznych nadal – co do zasady bezobjawowo – pełni Zbigniew Rau. A i w Kancelarii Prezydenta próżno szukać ministra Żuchowskiego. Paweł Żuchowski jest korespondentem RMF FM w USA. Ów korespondent w czasie wizyty na cmentarzu wojskowym Arlington w Waszyngtonie, gdzie wraz z rodziną składał kwiaty na grobie Dawida Pietrka, Polaka, który poległ w Afganistanie pełniąc służbę w amerykańskiej armii, wzbudził zainteresowanie prezydenta Bidena. Prezydent zainteresował się rodziną Żuchowskich na tyle, że postanowił wejść z nią w bezpośrednią interakcję. I tak oto, zaledwie pół roku po zajęciu miejsca w Białym Domu, Biden miał okazję porozmawiać w stolicy USA z przedstawicielem sojusznika, który w ostatnich latach ulokował za oceanem niemal wszystkie swoje strategiczne nadzieje.

Co bardziej pazerni na sukcesy mogliby wprawdzie kręcić nosem mówiąc, że Żuchowski na cmentarzu Arlington to nie Andrzej Duda w Białym Domu, czy choćby Andrzej Duda po drugiej stronie słuchawki, którą trzyma Biden. No, to prawda. Pamiętajmy jednak, że prezydent Duda podchodzi do kwestii zmiany lokatora w Białym Domu w tempie nieśpiesznym. Po wygranych przez Bidena wyborach gratulował mu udanej kampanii, nie można więc wykluczyć, że teraz czeka aż Biden okrzepnie trochę na stanowisku, by uznać go w pełni za prezydenta – i dopiero wtedy, dzięki swoim dyplomatycznym talentom, zapewni sobie tete-a-tete w Białym Domu. Więc – jak pisał wieszcz – niech się temat prezydentury Bidena „jak figa ucukruje, jak tytuń uleży”. Zresztą – dlaczego to my mamy się starać. To już nie czasy, gdy inni w obcych językach mówili nam co mamy robić. Prezydent Duda ma co robić – jest wiele wstęg do przecięcia i zakładów pracy do odwiedzenia. Na razie więc, jeśli Biden chce bliższych kontaktów z Polską, musi mu wystarczyć Żuchowski.

Na szczęście redaktor Żuchowski stanął na wysokości zadania i dzięki niemu prezydent Biden poznał historię Polaka, który w amerykańskim mundurze oddał życie za wspólną sprawę. Innymi słowy Polska Fundacja Narodowa nie musi już ciułać milionów od spółek Skarbu Państwa na hollywoodzki blockbuster z Melem Gibsonem lub innym Robertem De Niro w roli głównej, w którym opowiedziałaby Amerykanom o naszym bohaterstwie i braterstwie broni. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze może dzięki temu spożytkować na sequel wspaniałego dzieła „Poland: The Royal Tour” z kolejną brawurową rolą premiera Mateusza Morawieckiego.

Jeśli to nie jest sukces dyplomacji, to ja już nie wiem co by nim było. I aż strach pomyśleć jak wiele mogłaby osiągnąć nasza dyplomacja, gdyby nieco mniej opierała się na wizycie redaktora Żuchowskiego na cmentarzu Arlington.

A może strach pomyśleć, co by było, gdyby się na niej nie opierała?