Sondaże mówiły o przewadze 20 punktów procentowych Partii Konserwatywnej nad laburzystami. Premier miała nadzieję osiągnąć przytłaczającą większość w Izbie Gmin i mocny mandat w negocjacjach rozwodowych z Brukselą.
Ale już w ostatnich sondażach przed czwartkowymi wyborami szanse obu głównych ugrupowań były niemal wyrównane. Taki jest wynik fatalnej kampanii wyborczej. W jej trakcie Theresa May dała się poznać jako chwiejny przywódca, który nie rozumie obaw Brytyjczyków przed pauperyzacją i nie jest w stanie ich ochronić przed terrorystami.
Jeśli premier przegra te wybory, będzie to już kolejny po klęsce referendum w sprawie Brexitu kardynalny błąd torysów. I być może nie ostatni. Rok od podjęcia decyzji o wyjściu z UE władze w Londynie wciąż nie mają jasnej strategii przyszłych stosunków z Unią. Nie akceptują sekwencji rozmów, jaką proponuje Bruksela, rachunku za zobowiązania podjęte w ramach Wspólnoty, zagwarantowania praw obywateli UE mieszkających na Wyspach przed ustaleniem przyszłych relacji między Zjednoczonym Królestwem a Unią. Jeśli więc Theresa May utrzyma się mimo wszystko u władzy, nie jest wykluczone, że rozmowy z Brukselą zostaną szybko zawieszone, a nawet zerwane.
Ale również zwycięstwo Partii Pracy nie przyniosłoby w tej sprawie prostego rozwiązania. Lider laburzystów Jeremy Corbyn, który rok temu był przeciwnikiem Brexitu, teraz mówi o jego „wersji soft", dziwnym układzie, w którym Brytyjczycy nadal wypełnialiby prawo europejskie, tylko bez wpływu na jego kształt.
Od kilku miesięcy trwa odwrót polskich emigrantów z Wysp, którzy przestają wierzyć w pomyślną przyszłość Zjednoczonego Królestwa. Ich powrót jest dla Polski dobrą wiadomością. Ale nasz kraj w jakże niespokojnych czasach potrzebuje silnej Wielkiej Brytanii, jednego z filarów Zachodu. Oby Brytyjczycy jak najszybciej wzięli się w garść.