W czwartek sesji na Wall Street nie będzie, a piątkowa będzie skrócona. Zazwyczaj bywa tak, że gdy Amerykanie nie handlują to i cały finansowy świat do handlu traci ochotę. Mając taką perspektywę, inwestorzy już w środę zmniejszyli swoją aktywność na rynkach akcji. Widać to było zarówno po wielkości obrotów, jak i zakresie zmienności notowań głównych indeksów. WIG20 do godziny 16.00 poruszał się horyzontalnie, oscylując przy poziomie poprzedniego zamknięcia, a na półmetku sesji wartość akcji notowanych na GPW, które zmieniły właściciela sięgała zaledwie 200 mln zł. Indeks dużych spółek "rozruszał się" dopiero w ostatniej godzinie handlu. Wyznaczył wtedy sesyjne minimum 2175 pkt, co było o tyle dziwne, że w tym samym czasie startujący S&P500 śrubdował historyczny rekord do 3147 pkt. Za tę osobliwość rodzimego indeksu odpowiadał m. in. Orange, którego papiery taniały pod koniec dnia o 4,3 proc. Ostatecznie WIG20 zakończył środową sesją spadkiem o 0,4 proc. do 2181 pkt. To oznacza, że już czwarty dzień z rzędu pułap 2200 pkt okazał się barierą nie do przejścia. Dopóki ten poziom nie zostanie pokonany, to trudno sobie wyobrazić, by zmaterializował się wyczekiwany efekt sezonowy w postaci rajdu św. Mikołaja.