W tegorocznej edycji rankingu konkurencyjności państw, opracowywanego przez szwajcarską uczelnię biznesową IMD, Polska zajęła 38. miejsce na 63 uwzględnione w nim kraje. W porównaniu z 2018 r. oznacza to regres o cztery miejsca. Patrząc w nieco szerszej perspektywie, Polska od lat utrzymuje się w czwartej dziesiątce tego zestawienia, a mimo to należy do najszybciej rozwijających się gospodarek świata.
Czyżby z konkurencyjnością Polski nie było tak źle, jak sugeruje ranking IMD i podobne zestawienia?
Bariery do obejścia
Pytanie jest istotne, bo konkurencyjność kraju można rozumieć jako zdolność do rozwoju niezależnie od okoliczności, do dostosowania się do zmieniających się warunków. Te zaś zmieniają się wyjątkowo szybko, jak zauważył Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej", otwierając we wtorek podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy wieczorną sesję plenarną „Polski biznes w zmieniającej się Europie: Pozycja–Strategie–Perspektywy".
– Polskie firmy są na świecie doceniane za zdolność do zarządzania zmianą – zapewniał Michał Krupiński, prezes banku Pekao, jeden z uczestników debaty. Odniósł się tak do wystąpienia Christosa Cabolisa, głównego ekonomisty IMD World Competitiveness Center, który wskazywał, że istnieje silna zależność między poziomem adaptacyjności firm – czyli ich otwartością na to, co niesie przyszłość – a produktywnością pracowników. – Te kraje, w których firmy cechują się wyższą adaptacyjnością, są bardziej produktywne – tłumaczył.
Krupiński zauważył, że o tak rozumianym dynamizmie polskich firm świadczyć może ich ambicja, aby wychodzić poza granice kraju. – W Pekao powołaliśmy dział wspierania i finansowania eksportu. Mamy dużo projektów, co sugeruje, że na rynku była luka w zakresie finansowania takich przedsięwzięć. Wiele polskich firm swoje produkty widzi jako globalne – powiedział prezes Pekao. – Widzimy również duże zainteresowanie firm doradztwem w zakresie transgranicznych fuzji i przejęć (M&A) i finansowaniem takich transakcji – dodał.