Reklama

Promocja biznesu poprzez sport to spore wyzwanie

Wielkie imprezy sportowe to okazja do promowania miast, państw i wybitnych jednostek. Niosą jednak ze sobą ryzyko ekonomiczne.

Publikacja: 09.09.2015 21:00

Łączenia biznesu ze sportem wciąż się w Polsce uczymy i idzie nam to coraz lepiej - twierdzili uczes

Łączenia biznesu ze sportem wciąż się w Polsce uczymy i idzie nam to coraz lepiej - twierdzili uczestnicy debaty

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski

– Sport to genialna płaszczyzna, aby promować biznes, nawet nie w tak oczywistej formie, jak robi to moja firma, bo dla nas sport to biznes, a biznes to sport. W Polsce na promocję sportu musimy się jednak otworzyć, tym bardziej że i w sporcie, i w infrastrukturze zmierzamy we właściwym kierunku – uważa Igor Klaja, prezes zarządu spółki OTCF produkującej odzież sportową pod marką 4F.

Jego zdaniem ostatni przykład dobrej promocji to igrzyska europejskie w Baku. – Mimo że to impreza nie najwyższych lotów pod względem sportowym, to jednak wypromowała stolicę Azerbejdżanu i cały ten kraj. Sam zamierzam tam powrócić – mówił Klaja. Zapowiedział, że jego firma na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro będzie ubierać co najmniej dwie inne reprezentacje z Europy, a może nawet trzy. – To pokazuje, że w naszej części Europy można stworzyć mocną markę sportową, nie mając obcego kapitału, przy wzroście organicznym. Nie byłoby to jednak możliwe, gdybyśmy nie komunikowali się przez sport. Co ważne, to jedna z tańszych form promocji – przekonywał prezes OTCF.

– Pamiętam wiele dużych imprez sportowych nie tylko ze względu na zawody, ale samo miejsce, infrastrukturę, kulturę, atmosferę czy rozwiązania technologiczne – wtórował Krzysztof Ignaczak, siatkarz, mistrz świata z 2014 r. Jak przyznał, sam poleca znajomym np. Pekin, w którym był na igrzyskach olimpijskich.

Wątek igrzysk był też obecny w krynickiej debacie „Marketing sportowy w promocji ludzi, brandów, państw", bo jej uczestnicy zastanawiali się m.in., co należy zrobić, aby wielka impreza sportowa okazała się również wielkim wydarzeniem promocyjnym, pozytywnie oddziaływującym na markę miasta – organizatora, jak i całego państwa goszczącego najlepszych sportowców świata.

– Sytuacja, w jakiej znalazły się ostatnio światowe władze olimpijskie, wymusiła zmiany, które zawarto w Olimpijskiej Agendzie 20+20. W jej myśl igrzyska mogą być teraz organizowane przez kilka państw, a dobór dyscypliny jest uzależniony m.in. od dostępnej infrastruktury i tradycji. Trudno było ostatnio znaleźć chętnych na organizację kolejnych imprez, choć coraz więcej państw i miast ma świadomość, że można się udanie wypromować poprzez sport – tłumaczył Andrzej Kraśnicki, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl).

Reklama
Reklama

Zdaniem Tomasza Ziółkowskiego, dziennikarza i eksperta rynku medialnego, ubieganie się o organizację ważnego wydarzenia sportowego ma sens, jeśli dane państwo ma pomysły na przełom nie tylko w sporcie, ale również w inwestycjach, ekologii czy biznesie.

W tym wszystkim najważniejszą rolę odgrywają koszty. Choć, jak przypomniał prezes PKOl, najdroższa nie jest sama impreza, ale przygotowanie infrastruktury. Na to wszystko trzeba nałożyć podział zysków przy dużych imprezach, takich jak igrzyska czy mistrzostwa świata i kontynentalne w piłce nożnej.

– Obecny model podziału zysków jest niesprawiedliwy i nie przetrwa najbliższej dekady. Takie instytucje jak MKOl, UEFA czy FIFA nie mogą dalej prowadzić polityki drenażu zysku. To głównie one zyskują. Np. z tytułu organizacji Euro 2012 w naszym kraju przychód UEFA wyniósł ponad 1,2 mld euro. Tymczasem 50 proc. przychodu powinno pozostawać w kraju organizatora, bo to on ponosi największe ryzyko finansowe i prestiżowe. Dziś głównymi beneficjentami są organizacje, które mają licencje. Nie ponoszą one żadnego ryzyka – tłumaczył Ziółkowski. Przyznał jednocześnie, że duża impreza sportowa to szansa na ważne zmiany nie tylko w sporcie, ale i gospodarce.

– Rzadko mówi się o mechanizmach decyzyjnych co do infrastruktury. Uważam jednak, że warto odmitologizować koszty dużych imprez. One nie są takie, że Polski nie stać na ich organizację. Trzeba je jednak racjonalizować i korzystać z doświadczeń innych państw – mówi Rafał Sonik, kierowca rajdowy, przedsiębiorca i filantrop. W jego ocenie to, że nie mamy jako kraj nieograniczonych środków na imprezy sportowe, tak jak np. Rosja czy Katar, to tylko plus, bo musimy oszczędnie gospodarować zasobami. – I to się udaje – ocenił rajdowiec.

Łączenia biznesu ze sportem wciąż się w Polsce uczymy i idzie to coraz lepiej. – Nasz pomysł na marketing sportowy jest taki, aby przyciągać największe imprezy i aby następnie kibice zostali na dłużej w Krakowie. Badamy już wpływ dużych imprez na ruch turystyczny w mieście i ze wstępnego oglądu wynika, że jest on znaczny – mówiła Małgorzata Marcińska, prezes krakowskiej Agencji Rozwoju Miasta odpowiedzialnej za zarządzanie Kraków Areną.

– Za nami w Tauron Arenie już mistrzostwa świata w siatkówce i ważne imprezy hokejowe. W styczniu 2016 r. odbędą się mistrzostwa Europy w piłce ręcznej. Możemy gościć 22 tys. osób. To drugi największy obiekt w Europie – wyliczała Marcińska.

Forum Ekonomiczne
Polityka i biznes – nowe otwarcie
Forum Ekonomiczne
Innowacyjne leki bliżej pacjentów
Forum Ekonomiczne
Przygotowania do systemu kaucyjnego są na ostatniej prostej
Discussion
Operating with Patients in Mind
Economy
Small Businesses as Innovation Leaders: A Fresh Look at Digitalisation
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama