Poranek na parkiecie nie wyglądał jednak aż tak źle. Euro i szwajcarski frank taniały po ok. 1 groszu w porównaniu z poniedziałkiem. Lekko na wartości tracił też dolar. Z każdą kolejną godziną ich ceny jednak rosły.

Niechęć inwestorów do naszych aktywów wynikała z powracających obaw o przyszłości strefy euro. Rynki żyły wczoraj informacjami o problemach ze sformowaniem nowego rządu w Grecji (partii, która wygrała niedzielnie wybory, nie udało się zbudować większościowej koalicji). Rodziło to obawy, że misternie budowany plan ratowania tego kraju runie jak domek z kart. Nastrojów na rynkach kapitałowych nie zdołały nawet uratować lepsze, niż oczekiwano, dane o marcowej produkcji przemysłowej w Niemczech.

Wieczorem euro kosztowało w Warszawie prawie 4,21 zł, czyli 0,6 proc. więcej niż dzień wcześniej. Tyle samo do przeszło 3,5 zł drożał też frank. Dolar zwyżkował 1,1 proc., do 3,24 zł.

Na rynku długu inwestorzy ochoczo pozbywali się polskich papierów. Rentowność dziesięciolatek wzrosła do 5,36 proc., pięciolatek do 4,92 proc., a dwulatek do 4,72 proc.